Archiwa tagu: Alpy

Dzień 4 Nave San Rocco

Po dwóch dniach dobra prognoza w Stelvio i Bormio.

Na kempingu oczywiście pompa całą noc. Co za przekleństwo.

Pakujemy obozowisko w deszczu. Wszystko mokre i spuchnięte. Ale nie ważne, wysuszymy.

Jemy dobre śniadanie z własnych zapasów i ruszamy.

Passo Stelvio, tak będę nazywał także drogę (drogi), to piękna, długa, ultra krętą droga, pełna „agrafek”. Bardzo niebezpieczna przez to, że jest tam tłok. Robią się wręcz korki. My wjeżdżaliśmy od strony Szwajcarskiej czyli Santa Maria Val Mustair i zjechaliśmy w stronę Gomagoi.

To nam zajęło kilka godzin. Na samej przełęczy Stelvio zrobiliśmy długą przerwę, kupiliśmy zachwalane kiełbaski w bułce z kapustką i cebulą (bardzo smaczne) i pojechaliśmy w dół.

Kupowanie kiełbaski

Potem już jechaliśmy szybką drogą na Bolzano. Ostatecznie zatrzymaliśmy się na noc na małym rodzinnym kempingu już o godzinie 17. To świetny ruch. Wysuszyliśmy wszystko, wypraliśmy. Jutro też ciekawa trasa ale dość krótka – i o to chodzi – taka akurat dla starszych ludzi.

Pozycja na koniec dnia

Dzień 3 Pfunds

Wszyscy jesteśmy zmęczeni. W nocy burza z piorunami nad samymi głowami. A to nie dom tylko namiot. Inne odczucie. Dawno nie przeżywałem dużej wielogodzinnej burzy pod namiotem. Namiot nie przeciekł ani nie podciekł, motocykle też całe a plandeki na swoich miejscach.

Prognoza na ten dzień bardzo słaba. Jedynie godzina przejaśnienia. Decydujemy aby zostać tutaj dodatkowy dzień bo jutro ma być lepsza pogoda. Pogoda nie na kempingu ale na Stelvio. Drodze na którą wjedziemy niedługo po wyruszeniu z kempingu. Zatem patrzymy na tamtą prognozę, bo ona jest ważna. Bo wjechać na krętą górską drogę w deszczu i mgle i w niskich chmurach mija się z celem. Chcemy zobaczyć widoki i cieszyć się przestrzenią a nie walczyć ze śliską nawierzchnią.

Wieża kościoła w Curon

Tyle tylko że zamiast prognozowanej godziny dobrej pogody robi się cały ładny dzień. Ach te Alpy. Pogoda nieprzewidywalna. Jedziemy do Curon obejrzeć zalane miasteczko, gdzie z wody wystaje jedynie wieża. To już Włochy. Do granicy mamy 10 minut. Spędzamy tam kwadrans i wracamy do naszego miasteczka Pfunds. Tankujemy, robimy podstawowe zakupy i spędzamy popołudnie na odpoczynku.

Robimy na przykład pranie. Po godzinie pogoda znów się psuje. Nadciągają chmury i przez kolejne godziny deszcz i pioruny.