Archiwa tagu: Baku

Dzień 10. Baku

Zaczniemy dzień przed południem. Postaramy się zobaczyć gdzie można z naszymi biletami wejść i jakie pozycje do oglądania wyścigu zająć.

A tak wygląda rozkład zajęć. Różnica czasu to lokalnie 2h do przodu.

Obeszliśmy już wszystkie miejsca wokół toru. Oglądaliśmy sesję treningową rano. Bez zatyczek do uszu nie da rady długo wytrzymać. Ryk jest ogłuszający. Szybkości są imponujące. Ale to co robi na mnie największe wrażenie to redukcja biegów przy dohamowaniu. Nie będę opisywał. To jest najwyższy kunszt inżynierii.


Baku słynie z wiatrów. Mało tego, nazwa „Baki” oznacza „podmuch wiatru”. Wczoraj i dziś naprawdę nieźle wieje. W sumie to ma jakieś wytłumaczenie. Miasto leży na Półwyspie Apszerońskim, który całkiem głęboko wchodzi w Morze Kaspijskie. To trochę jakby być pięćdziesiąt kilometrów na morzu.

Dzień 9. Baku

Na dworcu odebrał nas mój cioteczny brat. Mieszkamy u niego. Jest lekarzem w firmie SOS International. Ma spore mieszkanie. Mamy komfort.


Jednak musimy trochę odpocząć przed wyjściem na miasto. Nota bene centrum miasta jest zamknięte przez policję. Nawet piechotą wejść nie można.  Jedynie posiadacze biletów mają szansę.

Domowe warunki rozpieszczają. Pralka to było to, czego pilnie potrzebowaliśmy. A dokładniej mówiąc potrzebowaliśmy miejsca gdzie wysuszyć i wyprasować rzeczy. Pralki były dostępne wszędzie gdzie nocowaliśmy, ale żeby był czas na wyschnięcie i miejsce na rozwieszenie pełnego wsadu, to z tym było gorzej.

Zjedliśmy obiad kupując rzeczy na wynos w pobliskim sklepie. Szwedzki bufet. Dla siebie wziąłem dwie lokalne potrawy, a dla Jacka coś standardowego. Było przepyszne. Zanim zrobiłem zdjęcie, to już zjedliśmy.


Miasto jest podporządkowane Formule 1. A ścisłe centrum jest Formułą 1. Bez przesady. Tor zbudowano w samym centrum miasta. Jest ogrodzony solidnym płotem z betonowymi podstawami, wszystko połączone stalowymi łącznikami. Na zakrętach po wewnętrznej stronie bariery chłonące energię uderzenia w razie wypadku. Po zewnętrznej stronie konstrukcji ogrodzenia jest około metra przerwy i postawiony jest drugi płot – odgradzający „nielegalną” publiczność. Co 50 metrów stoi umundurowany facet z ochrony. Jest też kilka mostków (kładek) nad torem – solidne, stalowe konstrukcję ze ścianami z blachy stalowej a góra obudowana siatką – ani nie wypadniesz ani nie zobaczysz wyścigu. A są one ustawione w dość atrakcyjnych strefach. Obeszliśmy niemal cały tor. Można to zrobić ponieważ zachowany jest ruch pieszych wokół całego toru. Nieraz jest to zaledwie pół metra, ale można obejść tor – naturalnie idzie się i niewiele widzi. Można stanąć na jakimś murku albo schodach prowadzących do domu, ale to zapewne będzie obstawione tysiącami gapiów, gdy będzie coś się na torze działo. My mamy bilety i chociaż nie zapewniają one trybun a jedynie wzniesienie (nie byliśmy tam jeszcze), to oczywiście skorzystamy z tego co oferują. Gdybyśmy jednak biletów nie mieli, to szukał bym ludzi na balkonach prywatnych domów, porozumiał się, zapłacił i najprawdopodobniej obejrzeli byśmy wyścig z prywatnego mieszkania. Bez dwóch zdani taka możliwość istnieje.


To jest moja pierwsza wizyta na wyścigu F1 i w sumie jestem pod wrażeniem. Pomimo iż wyścigi oglądam od 20 lat, dość regularnie, to jednak nie byłem świadomy jak ogromną ingerencją w miasto jest zorganizowanie wyścigu. Sprawa ma się inaczej na dedykowanych torach, ale wyścig w samym centrum 2 milionowego miasta – szacunek. Ulice wokół padoku obstawione są kontenerami lotniczymi i wózkami widłowymi z nazwami zespołów. Nad wszystkim czuwają ochroniarze, a ludzie chodzą obok tego wszystkiego. Wchodzi się do sklepiku kupić picie, bo jest upał, a tu ludzie ubrani w firmowe koszulki (akurat) Renault, z identyfikatorami, też sobie kupują coś do picia. Miesza się ta atmosfera wyścigu z normalnym życiem. Ceny poszły w górę o 25%. Widać to po napojach. Na stałych cenach, prowizorycznie naklejona są nowe wyższe. Takie prawo handlu – wyższy popyt, wyższa cena.

 

Jeszcze kilka zdjęć wieczornych