Dzień 47 (Kalaikhum – Duszanbe)

382 km, Kalaikhum – Duszanbe

Dojechaliśmy do Duszanbe, stolicy Tadżykistanu. Opuściliśmy Pamir. Trochę szkoda i przykro, ale taka jest kolej rzeczy. Tradycyjne już muszę ponarzekać na drogę. Pierwsze dwadzieścia kilometrów był trudne, ale bez przesady. Potem następuje cud: z szutru wjeżdża się na asfalt. Ten asfalt ciągnie się przez 80 kilometrów i jest wspaniały i równy. Początkowo strach szybciej jechać w obawie, że za zakrętem znowu będzie piach lub żwir, ale nic takiego nie ma miejsca. W końcu człowiek nabiera pewności i czerpie przyjemność z jazdy kładąc się w zakrętach i przypominając sobie o szóstym biegu. Bajka. Po lewej Afganistan, ale trochę już powszedni, bo oglądany godzinami od kilku dni. Dwa razy trzeba się zatrzymać do kontroli paszportowej. Wszystko w bardzo przyjemnej atmosferze.

Cud się kończy i zaczyna się „nie cud”, czyli 50 kilometrowy odcinek wjazdu na przełęcz lub dwie obok siebie. Teraz będę narzekał: nie mam już oleju w obu amortyzatorach, silnik mi się przegrzewa bo nie mogę rozwinąć prędkości. Jadę przeważnie na dwójce lub jedynce i gorąc bucha na nogi. Ciągle mijają nas samochody z przeciwka. Jeśli zaś ciężarówki, to ktoś się musi zatrzymać bo wąsko. Kurz przy mijaniu jest taki, że widać na pięć metrów i łatwo wtedy wpaść niekontrolowanie w dziurę. Jedzie się non stop na stojaka i nogi nie wytrzymują. Przez szybę ledwo widać. W zębach piach. Człowiek cały spocony. Wszystko się trzęsie, puka, stuka, obija. Mam wrażenie, że na pewno coś się urwie. Kamienie strzelają spod kół co sekunda i walą o osłonę silnika (niezbędna). Ten opis jest uniwersalny i tak się jedzie w trudnych warunkach o których pisałem wcześniej czy to w Mongolii czy teraz. Ten podjazd i zjazd zajął nam dwie godziny. Kiedy to się kończy i zaczyna się asfalt, musimy się zatrzymać i kwadrans odpocząć. Nogi drżą, ręce drżą. Trzeba dociągnąć pasy na bagażach i zobaczyć czy coś się nie urwało. Trzeba wypłukać oczy i umyć szybę w kasku. Może lżejszy motocykl daje przyjemność z takiej nawierzchni, ale ani GS ani V-Strom nie dają. Właśnie dla tego nie mamy zdjęć z tych odcinków. Po prostu nie ma jak tego zrobić.

Następnie dojeżdżamy do Kulab. Miasto może i warte nocowania i poznania, ale nie mamy na to czasu. Jadąc szeroką aleją czuję wspaniały zapach szaszłyka i zatrzymujemy się przy restauracji, wchodzimy do ogrodu i zamawiamy po dwie sztuki i zimny kompot. Kompot pycha, zimny o smaku śliwek. Szaszłyki nie udane, w jakimś kwaskowym sosie, słabizna. Tankujemy na normalnej stacji i ruszamy dalej w kierunku stolicy. Droga bardzo dobra (wiedzieliśmy o tym), a około 80 km przed Duszanbe naprawdę piękna równa droga z dwoma tunelami, w których jedziemy wolno, ponieważ jest tam chłodno i przyjemnie.

Dojeżdżamy do Duszanbe, znajdujemy z pewnymi problemami nasz hostel i spędzamy czas standardowo, robiąc przepierkę, jedząc i popijając piwo.

Jutro znowu nie lekko. Otóż tunel Anzob jest zamknięty (zalany wodą) i jeśli mamy jechać zaplanowaną trasą, to czeka nas 3 (trzy) godziny jazdy tak jak we wcześniejszym opisie, gdyż trzeba pokonać dwie przełęcze (czy też szczyty). Powiem szczerze – nie chcę. Dumamy teraz co z tym fantem począć.

IMG_4906 IMG_4908 IMG_4912 IMG_4913

37

 


Day 47
382km, Kalaikhum – Dushanbe

We are in Dushanbe, the capital of Tajikistan. Pamir is behind us. It’s a pity but this the course of events. Traditionally I must complain a bit. First twenty kilometers were hard but not excessively. Then a miracle happened: we passed from break stones into asphalt. This asphalt road is 80km long, wonderful and level. At first, we were afraid to ride faster because sand or gravel could be behind any bend. But it didn’t happen. Finally a man feels more secure and enjoys the ride leaning on bends and recalling the sixth gear. An idyll. Afghanistan on our left, now a bit normal because watched for days. We had to stop twice on passport control posts. Everything carried out in a friendly atmosphere.

The miracle ends and starts a “non-miracle”, that is a 50km section of entrance to a mountain pass or two passes near each other. Now I will complain: I don’t have oil in both shock absorbers, my engine is overheating because I can’t ride faster, use the second or the first gear and feel the heat on my legs. Cars are passing us by all the time. If trucks are in front of us then somebody must stop because it’s narrow. The dust during the passing by is so dense that we can see only 5 meters ahead of us and may ride into a hole easily. We’re riding and standing simultaneously, our legs can’t bear it. The road is hardly visible through the glass. Sand in my teeth. All my body is sweaty. Everything is trembling, rattling, rapping, bumping. I have an impression that surely something is going to tear off. Stones fly from the wheels every second and hit the engine’s cover (it’s necessary). This description is universal and this is how a ride in difficult conditions looks like. I wrote about these conditions before, in Mongolia or even recently. This uphill and downhill ride lasted two hours. When everything ends and asphalt road starts we must stop and rest for fifteen minutes. Our legs are trembling, hands are trembling. We must tighten the belts on our luggage and check if nothing tore off. Have to wash our eyes and the glass on our helmets. Maybe a lighter motorcycle offers a bigger fun on such surface but neither GS nor V-Strom gave it to us. This is why we don’t have many photos from those sections. We simply couldn’t take any picture.

Then we come to Kulob. Maybe the town is worth sleeping and visiting but we don’t have time for it. When we were riding through a broad avenue I felt the gorgeous smell of shashlik and we stopped in a restaurant, entered its garden and ordered two pieces of this dish and cold compote. The compote was delicious, cold, made from plums. The shashliks were a failure, in sour sauce, a complete mistake. A refueling at a normal petrol station and the ride towards the capital. The road was very good (we knew about it) and 80km before Dushanbe we entered a very beautiful, level road with two tunnels where we rode slowly because it was cold and pleasant inside.

We are in Dushanbe now, we found our hostel having some problems and spend the time in the standard way – making the laundry, eating and drinking beer.

Tomorrow won’t be easier. The Anzob tunnel is closed (flooded with water) and if we want to pass through the planned route, we will ride 3 (three) hours in the same way as described above because there will be two passes (or peaks) to cross. To be honest – I don’t want to do it. We’re thinking now what to do with it.