Archiwa tagu: Numrug

Dzień 30 (Numrug – Naranbulag)

Numrug – Nonstop

Wyruszyliśmy z ładunkiem koni około północy lokalnego czasu. W szoferce chińskiego Kamaza jest nas piątka. Jest ciasno, trudno sobie znaleźć miejsce. No ale jedziemy. DzIeń jest zimny, pochmurny i pada deszcz. Może to i lepiej, nie będziemy się pocić.

Z deszczu w słońce, potem znowu deszcz. Wycieraczki nie działają.

Po osiemnastu godzinach wspólnej jazdy puściły lody. Bo było raczej ponuro. Kierowca jedzie non stop ten sam. Jest zmęczony. Nalegaliśmy aby się przespał ale namówić się dał jedynie na orzeźwiającą kąpiel w jeziorze Khyargas (lekko słonym). Tu właśnie w samodzielnie zrobionych sztakanach z denek po plastikowych butelkach, został wzniesiony pierwszy toast piwem za pomyślność i drugi za transport koni i motocykli. Następnie zostały wyprane skarpety i umyte zęby. Podróż, już w zupełnie innym klimacie, trwa dalej.

Niestety poluzowało się mocowanie motocykla Andrzeja i poleciał na mój. Urwał halogen i rozerwał „skórzaną” osłonę zbiornika.

IMG_4253 IMG_4273 IMG_4258 IMG_4260 IMG_4261 IMG_4263 IMG_4269 IMG_4272Asfaltu było 90 km, reszta piach i skały | 90 km on asphalt, the rest on sand and rocks

24

 


 

Day 30
Numrug – without a stop

We set off with the horses around midnight of the local time. Five people travel in the cab of the Chinese Kamaz. It’s cramped, we have problems with finding some space. But we are going on. The day is cold, cloudy and rainy. Maybe it’s better than sweating inside the cab.

From the rain into the sun, then the rain again. Wipers are out of order.

After eighteen hours of common journey we are more talkative. The atmosphere was rather gloomy before. The driver goes on without any break. I’m tired. We insisted on him to have some sleep but he just had a refreshing bath in lake Khyargas (a bit salty). This is where we made the first toast with beer for the success of the journey, the second one was for the transport of the horses and motorcycles. We drank from individually made cups from the bottoms of plastic bottles. Then we washed our socks and brushed the teeth. The journey goes on in a completely different atmosphere.

Unfortunately the fastening of Andrzej’s motorcycle loosened and it fell on my BMW tearing off the halogen light and ripping the “leather” cover of the engine.

 

Dzień 29 (Numrug)

Zero km, Numrug

Dziś mijają cztery tygodnie podróży.

Znowu cały dzień czekania przed nami. O 20 mamy wyjechać. Nie jestem spokojny.

Wczoraj wymieniłem filtr powietrza. Był bardzo brudny. Dziś wymienimy olej u mnie.

Andrzej jest już w lepszej formie.
Czy można było uniknąć tej sytuacji? To co nas zaskoczyło, to brak dróg, które powinny być. Te drogi miały być słabe, bez asfaltu ale lepsze niż to co jest w rzeczywistości. Te oczekiwane drogi są zamknięte. Nagle dojeżdża się do blokującej hałdy ziemi na drodze i koniec. Dalej trzeba jechać obok zamkniętej drogi i to kilka godzin, step, kamienie, strumienie. Potem znowu odcinek normalnej drogi i potem znowu objazd. Do takich nawierzchni nasze motocykle są za ciężkie. A dokładniej mówiąc mamy za dużo towaru ze sobą. Ale na dwa miesiące trzeba wziąć tego trochę. Dodatkowo narzędzia i opony dodają wagi. Męczy się jednak każdy i na każdym sprzęcie. Spotykamy innych podróżnych z Europy i Stanów i też klną.

Najgorsze są strumienie. Wyglądają niepozornie i nie są zbyt głębokie, jednak przejechać trudno. Kamienie są śliskie a grunt się zapada. Nigdy nie wiadomo jak pójdzie. Trzeba być przygotowanym na wlewanie wody górą buta, co jest bardzo nieprzyjemne a potem po strumieniu na wylewanie wody i dalej jazdę w mokrych butach. Teraz zdejmujemy część bagażu i nieco lżejsi łatwiej pokonujemy wodę. Asekurujemy się od tylnego kufra a nie z boku. To daje lepsze efekty. Mamy też do czynienia ze sławną „tarką”. Najlepiej jechać około 60 km/h i wtedy mniej trzęsie, ale nagle potrafi być piaskowa pułapka i wjazd w nią taką prędkością równa się gleba, przy naszych umiejętnościach zaznaczam, żeby nie było.

I tak to mniej więcej wygląda.

Coś się ruszyło w temacie. Motocykle już zapakowane. Razem z czterema końmi na przyczepę. Ładowanie to była i masakra i maestria zarazem. Chyba dziesięć osób razem z nami to robiło. Myślę że motocykle są bezpieczne. Teraz jeszcze ładują te cztery konie i na noc w drogę. Już nie mogę się doczekać aby się stąd wyrwać i kontynuować plan. Jestem dobrej myśli. Spota włączę i będzie ślad. Zrobiłem trochę zdjęć ale mało, bo żeśmy pracowali równo.

IMG_4234 IMG_4233 IMG_4232Kilka zdjęć Suzuki | Some photos of the Suzuki

IMG_4229 IMG_4228U mnie nowy olej i filtr powietrza | New oil and air filter in my vehicle

IMG_4240 IMG_4249 IMG_4241 IMG_4244 IMG_4243 IMG_4242 IMG_4245 IMG_4246 IMG_4248Załadunek | The loading

 

 


Day 29
Zero km, Numrug

The fourth week of our journey ends today.

The next day of waiting before us. We are going to set off at 8 p.m. I’m not calm.

I changed the air filter yesterday. It was very dirty. Today we will change the oil in my vehicle.

Andrzej is in a better form.
Could we avoid this situation? The most unexpecting was the lack of roads which existed on the maps. These roads were to be poor, without asphalt but better than the reality we saw. The expected roads are closed. Suddenly you get near to a blocking heap of ground and this is the end of the road. You must ride along the closed ways for hours, through the steppe, stones and streams. Then a section of the normal road and everything repeats. Our motorcycles are too heavy for these surfaces. Strictly speaking, we have too much stuff with us. But we must have it because our journey lasts two months. Additionally the tools and tires make the weight bigger. However, everybody gets tired, the equipment he possesses doesn’t matter. We meet travelers from Europe and the States. They are also annoyed.

Streams are the worst. They seem modest and not too deep but it’s really hard to cross them. The stones are slippery and the ground is loose. You can never anticipate it. You must prepare for the water pouring into your boots, it’s very unpleasant, and pouring it out and riding with wet boots afterwards. Now we take off some luggage and cross the water a bit lighter. We secure ourselves from the back trunk, not from the side one. The results are better. We also experience the famous “grater”. The best way to cross it is riding 60 km/h, the shaking is lesser, but you can suddenly get to a sand trap which results in falling down, if you posses our skills of course.

This is how it roughly looks like.

Our affair moved further. The motorcycles are already loaded. They will be transported on the trailer together with four horses. The loading itself was a horror and a virtuosity at the same time. Approximately ten people including us made this. I think that the motorcycles are safe. They are loading the horses now and set off in the night. I just want to leave here and continue the plan. I’m optimistic. I will turn on the spot to have our trail. I took some photos but not too many because we were working hard.