Archiwa tagu: Zakazane Miasto

Dzień 21 – Pekin

Śniadanie w Hongkongu, obiad w Pekinie, kolacja w Warszawie – piękny slogan reklamowy naszej podróży powrotnej.

 

W Pekinie mieliśmy dwie rzeczy załatwić. Zakazane Miasto i kaczkę po pekińsku po raz drugi. Melduję wykonanie zadania.

Zakazane Miasto zrobiło na mnie dobre lecz nie powalające wrażenie. Duża rzecz, zwłaszcza jak się przeczyta o historii. Ale budynki podobne do siebie, wejść do środka nie można. Ludzi zdecydowanie mniej. Można wreszcie przysiąść, odpocząć.

Kaczkę wzięliśmy całą. Jacek swojej części nie dał rady zjeść. Ja ostatkiem sił pokonałem swoją i jego. Wytrenowany jestem.

A ta kaczka to nie jest duża. Wręcz mała gdy podają. Podają samo mięso i zdjętą skórę. No palce lizać i ten kto jadł, ten wie, a kto nie, może sobie myśleć co chce. Po tym gdy ledwo zjedliśmy, wniesiono talerz olbrzym z zupą ugotowaną na pozostałościach tej kaczki. Mowy nie było żeby cokolwiek wcisnąć.

Wieczór spędzamy chodząc po Pekinie, po miejscach które już znamy. Delektujemy się tym, że jest mało ludzi.

Późnym wieczorem jedziemy na lotnisko a w nocy odlatujemy do domu.

Dzień 5 – Pekin

Nie ma najmniejszych szans na zwiedzenie czegokolwiek. Miliardy ludzi wszędzie. Wszystkie bilety wyprzedane do końca tygodnia. W całym mieście tłumy. Idzie się rzeką ludzi. W restauracjach pełno. Trzeba czekać na stoliki tak, że numerki wydają. Pierwszy raz widzę coś podobnego. Nasze zwiedzanie cierpi z tego powodu, jednak to zjawisko samo w sobie też stanowi atrakcję.

Być w Pekinie i nie zobaczyć Zakazanego Miasta i Muru, to trochę kiepsko, ale musimy pogodzić się z tą myślą.

Będziemy jeszcze próbować inaczej. Zamówimy bilety do Zakazanego na dzień przesiadki z Hongkongu. Dogadałem z hotelem, że zrobią to dla nas.

W Chinach popularny komunikator to WeChat. Tego tu używa każdy. Są z tym połączone inne usługi, takie jak płatności czy zakupy biletów. Także dlatego nie mamy szans na bilety, bo ludzie kupują to tym kanałem. Nie mając lokalnego numeru telefonu sama apka i tak nie pomoże.

Jacek jest atrakcją. Robią nam a zwłaszcza jemu zdjęcia całkiem często, np w metrze. Przy atrakcjach turystycznych wprost podchodzą i pytają czy mogą razem zrobić zdjęcie. Miłe w sumie.

Poszliśmy do znanej restauracji na kaczkę. Wiele razy jadłem ją w Europie, ale to była podróba. Ta była przepyszna. Skóra jest najważniejsza. Ten smak! Jest to tłuste jedzenie. Przy następnej okazji też zamówię. Jak pokazał nam kelner, powinno się ją jeść w małych tortillach, razem z kawałeczkiem zielonego ogórka i płatkami cebulki oraz sosem sojowym. Pycha.

Wieczorem tradycyjnie wyjście na miasto i tradycyjnie nie byliśmy sami.