Archiwum miesiąca: kwiecień 2024

Dzień 15 i 16 (ostatni)

Dziś dzień odlotu do kraju. Ale dopiero w nocy lecimy.

Dlatego rano śniadanko uliczne kupiłem i ze dwie godziny spacerowałem po okolicy. Aż do wyczerpania z gorącą.

Potem odpoczynek i przenosiny do ostatniego już hotelu, blisko firmy od motocykli.

Najpierw rozpakowałem się w hotelu i już na pusto pojechałem oddać motocykl. Gładko poszło.

Zrobiłem 1930 km podczas tej wyprawy.

Następnie spróbowałem obejść piechotą jezioro Zachodnie. Nie udało się bo było zbyt gorąco.

Szedłem do zachodu słońca. Robiłem przerwy na jedzenie, kawę, zdjęcia, więc się zeszło. Ponad połowę obwodu przeszedłem. Potem wziąłem Graba i przyjechałem do hotelu. Byłem ugotowany i aż się źle czuję po tym upale.

Pod hotelem jeszcze coś orzeźwiającego

Sok z trzciny no i ananas gotowy do zjedzenia. Pychota.

Około 20:30 ruszam na lotnisko. Tak więc hotel służy jako baza przed wylotem.

Grab przyjechał niezawodnie i o czasie byłem na lotnisku. Standard. Odprawa, security i marsz do swojej bramki.

Grabarz
Noi Bai Airport
Airbus 330

Przesiadka w Stambule

Dzień 14

Dzień techniczny. Dojazd do Hanoi. Ponad 200 km drogą po której jeździ też wiele ciężarówek. Nie ma co się więc spodziewać widoków.

Zacznijmy od śniadania. Tuż po wyjeździe z hotelu zatrzymuję się i zamawiam “co najlepsze” na śniadanie. Jest więc pho i jajko sadzone ale zamknięte w ryżowym placku. Dobre.

Po drodze wypiłem ze 4 kawy. To dlatego, że nie wszystkie były smaczne. Jak się trafiła lura to musiałem powtórzyć. Był też mój ulubiony sok z trzciny cukrowej z limonką.

Zauważyłem krzyż na górze przy drodze. Nie jest to w Wietnamie nic nadzwyczajnego. Widuje się kościoły. Zwłaszcza przypominające katedry. Taka spuścizna po Francuzach. Ale żeby taki rozmach? Żeby od razu Pieta Michała Anioła?

Podjechałem motorkiem na górę, bo jak wszystko tutaj musi mieć podjazd, obejrzałem i pozostawiam wam do “rozkminki” (Nhà thờ Yên Thịnh).

W języku wietnamskim wiele słów jest zapożyczone z języków europejskich. Na przykład bilard to bida a klub to …

Nagle korek dziwny na szerokiej drodze już w Hanoi. Na środku namiot. Co u licha? Wypadek!

Przy tym całym chaosie jaki prezentują na drogach, tu prawie nie ma wypadków. Dlatego jak już jest – to chyba święto! Namiot na drodze! Skuter leży na boku a cała okolica – nie przesadzam – zasypana pieniędzmi o minimalnych nominałach.

A potem już wjazd do samego miasta przez ten ładny most

W samym mieście ruch, że szkoda słów. Nie da się tego słowami opisać.

Jadłem u Sasina

Jutro już ostatni dzień.