Archiwa tagu: cmentarz

Dzień 5 i 6. Harley-Davidson

Kto by nie chciał pojeździć po wyspie Oahu nowiutkim Harleyem. Nie ma takich. Każdy by chciał.

Wyspę da się objechać w jeden dzień ale ja chciałem pojeździć i nocą i za dnia. Dlatego dwa dni to idealna opcja.

Wolność którą daje motocykl jest jedną z kilku miłości mojego życia.

Pojechaliśmy odwiedzić tablicę upamiętniającą Hawajskiego muzyka – Israel Kamakawiwoʻole.

Każdy zna jego piosenki. Zwłaszcza tę jedną. Ale proponuję posłuchać więcej piosenek. Głos nieprzeciętny.

Over The Rainbow

Słabość do odwiedzania cmentarzy nie słabnie. Oto kilka zdjęć z hawajskiego. Wjeżdża się samochodem pod sam grób.

Następnie już od tej pory sam, pojechałem zrobić zdjęcie popiersiu Israela w zachodniej części wyspy.

Zupełnie już po ciemku objechałem środkową i wschodnią część wyspy, z czego już nie ma prawie zdjęć.

Do hotelu wróciłem zmęczony i szczęśliwy. Ręce miałem tak zmęczone i palce tak spuchnięte, że nic nie mogłem napisać na tym blogu.

Rano następnego dnia znowu na Harleya i już za dnia tę część wyspy, którą jechałem w nocy.

Droga prowadzi nad samym oceanem. Jest pięknie.

Przejechałem około pięćset kilometrów i to były piękne dni.

W centralnej części wyspy można zwiedzić plantację ananasów Dole. Marka znana w Polsce.

Ja już nie miałem czasu. Zjadłem tylko pokaźnego loda z ananasem. W Stanach wszystko jest większe i słodsze niż w Europie.

Dzień 16 – Macau

Makau leży na półwyspie Makau oraz na wyspie Taipa łącznie z Coloane. Tam też się dziś udaliśmy. Taipa mnie niezbyt pociągała z opisu, ponieważ jest to głównie siedziba kasyn i hoteli. Coloane już bardziej, bo znajduje się na końcu wyspy i miałem nadzieję na klimatyczne miejsce.

Wsiedliśmy w autobus w centrum i pojechaliśmy nim aż do Coloane Village. Bardzo klimatyczne miasteczko, nie zawiodłem się. Czułem się jak we Włoszech. Pochodziliśmy brzegiem rzeki. Po drugiej stronie już Chiny i strażnicy.

Odwiedziliśmy lokalną świątynię, cmentarz – bardzo ciekawy, ciągnący się na bardzo dużej przestrzeni wzgórza. Posiedzieliśmy i właściwie miasteczko zaliczone.

Jadąc autobusem już wiedzieliśmy, że w Taipa nie będziemy wysiadać. Z okien widać ogromne hotele, w ciekawych, nowoczesnych kształtach ale były także mocno kiczowate. To są ogromne budowle, robiące wrażenie. Zdjęć mało, bo tylko z autobusu to widzieliśmy. W każdym razie ta część Makau gdzie mieszkamy jest o wiele bardziej ciekawa i tętniąca życiem niż Taipa. Dobrze trafiliśmy z miejscówką.

A wieczorem ostatni spacer i kolacja