Ostatni etap, zamykający całą podróż. Grzesiek wyruszył do Warszawy przez Wrocław, gdzie mieszka jego córka. Chciał ją odwiedzić i jednocześnie pomóc przy instalacji elektrycznej.
Ja wyruszyłem w południe. Startowałem w lekkim deszczu i przy niskiej temperaturze. Od Częstochowy już pogoda się ustabilizowała i wracałem w bardzo monotonnym rytmie wraz z tysiącami samochodów, tak jak i ja ciągnących do domu po majowym wyjeździe.
Rano temperatura +3 stopnie ale nie pada. Planujemy dojechać do naszego serdecznego kolegi Andrzeja Roztomiłego i tam przenocować, a po drodze odwiedzić w Bielsku innego podróżnika – Artura, z którym kilka tysięcy kilometrów nawinęliśmy na koła.
Można jechać pięknymi górskimi drogami ale w wyższych partiach temperatura jest bliska zera a do tego mogą wystąpić opady śniegu.
Wybieramy mniej widokową trasę przez Ružomberok. Robi się całkiem ciepło i wychodzi słońce. Jedzie się przyjemnie.
W Bielsku u Artura spędzamy godzinkę i tam spotykamy się z Andrzejem. Razem w trójkę jedziemy do Mysłowic.
Andrzej w swoim warsztacie naciąga łańcuch w mojej Hondzie, a Grzesiek też korzysta z narzędzi i reguluje kilka elementów.
Miło spędzamy wieczór. Jest grill, jest też czas na bardziej naukowe tematy. Kreda jest, a za tablicę służy podłoga w garażu.
Słowem spokojny i sympatyczny dzień z przyjaciółmi.