254 km, Chorog – Kalaikhum
Dziś był znowu ciężki dzień jeżeli chodzi o jazdę i piękny jeżeli chodzi o widoki.
Jechaliśmy nad brzegiem rzeki Panj, po drugiej stronie rzeki Afganistan. Początkowo tylko skały a właściwie potężne góry, a potem w miarę jazdy i schodzenia na wysokość około 1500 mnpm pojawiają się ludzkie osady. Na początek strasznie prymitywne, lepianki, a potem ładniejsze, okazalsze, wśród strzelistych drzew, bogatsze domy i zagrody.
Po afgańskiej stronie nie ma dobrej drogi. Początkowo jest jedynie zalążek ścieżki. Nidy bym nie wszedł. To jest wydrążone w skałach przejście, właściwie podest na szerokość człowieka na potężnej wysokości i widać ludzi, którzy to przejście robią. Obłęd. Potem jednak ta ścieżka zamienia się w drogę, piaszczystą. Pojawiają się ludzie idący oraz jadący na motorowerach. Afganistan, cholera! Machamy sobie. Są ubrani odmiennie od Tadżyków, w białe stroje i nakrycie głowy. Rzeka Panj nie jest ładna. Wody ma rwące i takie brudne, koloru kawy z mlekiem. Nie napił bym się. Kilka rzek wpada do niej i to widać podczas jazdy. I te rzeki też mają swoje kolory. Przeważnie zbliżone, ale jedna miała kolor czerwony jak rozwodnione buraki nie mam pojęcia skąd te kolory.
Droga z Chorog do Kalaikhum to około 250 km, ale nawierzchnia jest albo słaba, albo tragiczna. Jest wąsko, trzeba uważać, żeby nie wpaść po prostu w przepaść. W sumie 8 godzin jechaliśmy. Spotkaliśmy ekipę Rosjan na motocyklach, oraz klika ekip rowerzystów, w tym Polaków.
W Kalaikhum skorzystaliśmy z oferty człowieka, który oferował noclegi. Nie jest źle. A nawet jest bardzo dobrze. Piękne miejsce nad rzeką, dopływem Panj. Koszt 30$ za dwie osoby ze śniadaniem i kolacją. W hotelu cena 145$ za to samo.
Day 46
254km, Khorugh – Kalaikhum
Another day of the hard ride and beautiful views.
We rode along the bank of Pyandzh. The land on the opposite side is Afghanistan. In the beginning we saw only rocks, actually huge mountains, then gradually rode downhill and at around 1500m above sea level spotted some human settlements. At first, the houses were extremely primitive, mud huts, then appeared prettier, bigger, richer houses and corrals encircled by slender trees.
The Afghan side doesn’t have a good road. At first, we saw only an origin of the path. I would never enter it. It was a pass carved in rocks, actually a very high platform, one-man wide, and we could see people who were creating it. A madness. However, after a while the path becomes a sandy road. People start to appear, walking or riding their mopeds. Afghanistan, shit! We’re waving our hands. Their style of dressing is different from the Tajik. They wear white clothes and a headdress.
The Pyandzh isn’t beautiful. Its water is rapid and very dirty, it’s the color of coffee with milk. I wouldn’t drink it. Some rivers flow into it and we could see it during the ride. Also these rivers have their own colors. Mostly similar but one of them was red like watery beets. I have no idea where these colors come from.
The road from Khorog to Kalaikhum is around 250km long but its surface is either poor or tragic. It’s narrow, you must be careful because you could simply fall into a precipice. In total, we rode for 8 hours. Met a group of Russians on motorcycles and some cyclists, some of them were Poles.
In Kalaikhum we accepted the offer of a man who offered overnight accommodations. It’s not bad. It’s even very good. A beautiful place by the river, a tributary of the Pyandzh. The price is 30$ for two people with breakfast and supper. The price in a nearby hotel is 145$ and includes the same things.