Archiwa tagu: Pekin

Dzień 21 – Pekin

Śniadanie w Hongkongu, obiad w Pekinie, kolacja w Warszawie – piękny slogan reklamowy naszej podróży powrotnej.

 

W Pekinie mieliśmy dwie rzeczy załatwić. Zakazane Miasto i kaczkę po pekińsku po raz drugi. Melduję wykonanie zadania.

Zakazane Miasto zrobiło na mnie dobre lecz nie powalające wrażenie. Duża rzecz, zwłaszcza jak się przeczyta o historii. Ale budynki podobne do siebie, wejść do środka nie można. Ludzi zdecydowanie mniej. Można wreszcie przysiąść, odpocząć.

Kaczkę wzięliśmy całą. Jacek swojej części nie dał rady zjeść. Ja ostatkiem sił pokonałem swoją i jego. Wytrenowany jestem.

A ta kaczka to nie jest duża. Wręcz mała gdy podają. Podają samo mięso i zdjętą skórę. No palce lizać i ten kto jadł, ten wie, a kto nie, może sobie myśleć co chce. Po tym gdy ledwo zjedliśmy, wniesiono talerz olbrzym z zupą ugotowaną na pozostałościach tej kaczki. Mowy nie było żeby cokolwiek wcisnąć.

Wieczór spędzamy chodząc po Pekinie, po miejscach które już znamy. Delektujemy się tym, że jest mało ludzi.

Późnym wieczorem jedziemy na lotnisko a w nocy odlatujemy do domu.

Dzień 7 – Szanghaj

Ach ten nasz Będzin (ang. Beijing, wym. Bejdżin), jak go potocznie nazywany. Mamy go już trochę dość. Dziś wieczorem wyjeżdżamy. Jedziemy pociągiem sypialnym do Szanghaju, gdzie spędzimy następne cztery dni. Najlepiej gdybyśmy już wczoraj wyjechali. Tego jednego dnia zabraknie nam w Kantonie, gdzie będziemy zbyt krótko. Ale z polskiej perspektywy, skąd zamawiałem bilety, nie było tego widać.

W każdym razie pociąg sypialny typu soft sleeper, cztery osoby w przedziale. Ruszamy około godziny 19 z Pekinu i jesteśmy w Szanghaju o 7:30 następnego dnia. Internetu po drodze nie będzie.

A dziś korzystamy jeszcze z mniejszej ilości ludzi oraz pięknej pogody, która nam sprzyja cały czas i chodzimy po uliczkach turystycznych i komercyjnych. Mieszczą się one w Hutongach, zbiorach niskich zabudowań tradycyjnych, które często można spotkać podczas pieszych wędrówek.

Podróż pociągiem całkiem wygodna. Wszystko nowe i czyste. Przedział czteroosobowy. Nam trafiły się łóżka dolne i górne. Kupiliśmy na podróż trochę jedzenia i picia ale zjedliśmy tylko trochę a potem po prostu poszliśmy spać.
Dodam, że jedliśmy dziś zupę z kaczki. No po prostu niebo w gębie. To nie wyglądało wcale jak zupa, choć tak się nazywało w menu. Były to plasterki kaczki podane w rosole. Brak słów jakie to było dobre. Takie „kocie języczki”. Widać to trochę na zdjęciu, gdzie Jacek je pałeczkami. Oprócz tego była też wyborna wołowina i noodle z pastą curry, ale tylko „języczki” będziemy wspominać. Zrobiliśmy też rezerwację na za dwa tygodnie w znanej restauracji Quanjude Roast Duck. Nazwa mówi sama za siebie. To będzie ten dzień długiej przesiadki i czasu na improwizację nie będzie.