Wszystkie wpisy, których autorem jest Marcin

Dzień 31 (Khovd – Olgij)

Nonstop – Ölgij

Dotarliśmy do Olgij. To miasto przy granicy z łatwym asfaltowym dojazdem do przejścia. Jestem jednak mocno przygnębiony bo koszt w postaci zniszczeń w moim motocyklu jest znaczny: wgnieciony bak, przedarta osłona baku, wszystkie kufry nieodwracalnie porysowane, urwany halogen, pęknięte mocowanie gmola, inne zarysowania. Sprzęt znacznie stracił na wartości. To stało się podczas transportu a nie w walce, co boli dodatkowo. Z tego przygnębienia nie chce mi się dalej jechać. Nie spaliśmy praktycznie dwie noce z rzędu. Udawało się jedynie na chwilę zasnąć. Wszystko mnie boli, zwłaszcza plecy. Kamaz to prymitywny w wyposażeniu samochód i ma małą kabinę. I teraz trzeba sobie wyobrazić 5 osób w tej kabinie przez 60 godzin. I każda próbuje znaleźć najlepsze miejsce.

Osobiście czuję się przez Mongolię pokonany. Nie tak to sobie wyobrażałem. Miało być trudno ale do pokonania. Nie doceniłem trudów podróżowania po tym kraju. Nie udało nam się przejechać nawet tego łatwiejszego odcinka, który zastąpił pierwotny wyjazd na Gobi. A planowałem jechać sam. Teraz widzę jakie to nierealne i groźne dla życia. Podróże kształcą. Mam nowe osobiste doświadczenie.

Jutro zapewne rano przekroczymy granicę i wjedziemy do upragnionej Rosji. Kraju cywilizowanego, gdzie każdy zna rosyjski, kraju obsługiwanego przez booking.com, kraju płatności kartami, kraju z zasięgiem internetowym i w końcu kraju z sympatycznym ludźmi. Tych wszystkich cech brakuje Mongolii, zwłaszcza sympatycznych ludzi. To już raczej mentalność chińska, zamknięta a Rosjanie to cały czas słowiańska dusza.

Dziś jestem bez motywacji do dalszej jazdy. Najchętniej wracał bym przez Rosję do Polski. Kto wie czy tak nie będzie. Decyzja zapadnie w mieście Barnaul za dwa dni. Może mi się poprawi do tego czasu. No dziś jak zobaczyłem pokiereszowany motor to motywacja siadła mi kompletnie. Może jak usłyszę coś konstruktywnego w komentarzach to mi to pomoże. Nadal ciągnę Internet z własnego modemu i mam ostatnie 50 MB więc zdjęcia i filmy wgram już z Rosji.

Jeszcze dwa słowa o rozładowaniu koni i motocykli. Ciężarówka miała na sobie konie a na przyczepie my z przodu i potem znowu konie. Dojechawszy do Olgij kierowca pojechał rozładować konie. Pierwszy raz w tym uczestniczyłem, jest to nieco brutalne. Konie boją się i do tego są tak jak my, po tylu godzinach w drodze, że są zastałe. Ciężarówka cofnęła na placu na przygotowaną wcześniej górkę piachu i to stanowiło podest. Jeden człowiek z góry liną wypędzał konie z przyczepy i one skakały na ten piach, przewracając się i bojąc, choć nie było czego.

Motocyklom taka górka piasku nie starcza, więc pojechaliśmy w poszukiwaniu naturalnej rampy załadowczej. Okazało się że bez większych problemów zjechaliśmy z przyczepy.

I jeszcze ciekawostka. Spotkaliśmy dwóch amerykanów na rowerach. Jechali Ułan-Bator do granicy z Rosją, tak jak my. Wyjechali z UB 30 dni temu, czyli tak jak my w naszą podróż.

IMG_4311 IMG_4306 IMG_4312 IMG_4303 IMG_4305 IMG_4292 IMG_4293 IMG_4291Zajazd| The inn

IMG_4294 IMG_4295 IMG_4296 IMG_4297 IMG_4299 IMG_4300 IMG_4301Piękne wnętrze jurty w stylu Kazachskim | The beautiful interior of a Kazakh-style yurt

IMG_4315Bardzo proszę, jest drogowskaz. Nikt się nie ma prawa zgubić | And here’s a signpost. Nobody is going to get mixed up

IMG_4322 IMG_4320 IMG_4325 IMG_4326 IMG_4327 IMG_4289 IMG_4288 IMG_4344Hotel w Olgij | The hotel in Olgiy

Wszyscy na to czekają. Proszę bardzo | Everybody is waiting for this. Here it is

IMG_4333 IMG_4335 IMG_4341

IMG_4345 IMG_4346 IMG_4350 IMG_4347 IMG_4348

24

 


Blog 31
Continuing the road to Olgiy

We reached Olgiy. This is a city located near the border with an easy, asphalt road leading to the crossing point. However, I’m very depressed because the costs resulting from the damages in my motorcycle are significant: the indented tank, the ripped tank’s cover, all trunks scratched, a halogen torn off, a broken fixing of the crash bar, other scratches. The equipment significantly lost its value. It happened during the transportation, not in the fight, and hurts even more. I don’t want to go further because of my depression. Practically we haven’t slept for two nights in row. We were just falling asleep for a moment. Everything hurts me, especially my back. The equipment of the Kamaz is primitive and its cab is tiny. Now imagine 5 people inside for 60 hours. Everybody tries to find the best place.

I feel personally beaten by Mongolia. I haven’t imagined it this way. It was supposed to be difficult but possible to overcome. I underestimated the hardships of travelling around this country. We didn’t even manage to ride through the easier section which replaced the previous route through Gobi. And I planned to go alone… Now I see how unreal and dangerous to life it is. Travels broaden the mind. I have a new personal experience.

Tomorrow in the morning we will probably cross the border and enter the long-awaited Russia. A civilized country where everybody speaks Russian, a country where booking.com operates, a country with card payments, a country with the Internet and finally a country with nice people. Mongolia lacks all these features, especially nice people. This is rather a closed Chinese mentality, the Russians still have the Slavic spirit.

Today I don’t have any motivation for the further road. Preferably I would go back to Poland via Russia. It’s possible. The decision will be taken within two days in the city of Barnaul. Maybe my mood will be better. When I saw the damaged motorcycle my motivation disappeared. Maybe if I saw something positive in the comments I would feel better. My own modem is still the only source of the Internet so I will upload the photos and films in Russia.

Some information about unloading the horses and our motorcycles. The lorry carried the horses, on the trailer were our equipment and the rest of horses. After reaching Olgiy the driver went to unload the animals. I took part in it for the first time in my life and it’s a bit brutal. The horses are afraid and tired after so many hours in journey, like us. The lorry reversed on the square and stopped by a mound of sand which was a platform. One man on the top drove the horses out using a rope and they jumped in the sand stumbling and being afraid but there was nothing scary.

Such platform was not for motorcycles so we went searching for a natural loading bank. Surprisingly we rode down without major problems.

And some interesting information. We met two Americans on bicycles. They were going from Ulan-Bator to the Russian border, just like us. They left Ulan-Bator 30 days before and we started our journey at the same time.

Dzień 30 (Numrug – Naranbulag)

Numrug – Nonstop

Wyruszyliśmy z ładunkiem koni około północy lokalnego czasu. W szoferce chińskiego Kamaza jest nas piątka. Jest ciasno, trudno sobie znaleźć miejsce. No ale jedziemy. DzIeń jest zimny, pochmurny i pada deszcz. Może to i lepiej, nie będziemy się pocić.

Z deszczu w słońce, potem znowu deszcz. Wycieraczki nie działają.

Po osiemnastu godzinach wspólnej jazdy puściły lody. Bo było raczej ponuro. Kierowca jedzie non stop ten sam. Jest zmęczony. Nalegaliśmy aby się przespał ale namówić się dał jedynie na orzeźwiającą kąpiel w jeziorze Khyargas (lekko słonym). Tu właśnie w samodzielnie zrobionych sztakanach z denek po plastikowych butelkach, został wzniesiony pierwszy toast piwem za pomyślność i drugi za transport koni i motocykli. Następnie zostały wyprane skarpety i umyte zęby. Podróż, już w zupełnie innym klimacie, trwa dalej.

Niestety poluzowało się mocowanie motocykla Andrzeja i poleciał na mój. Urwał halogen i rozerwał „skórzaną” osłonę zbiornika.

IMG_4253 IMG_4273 IMG_4258 IMG_4260 IMG_4261 IMG_4263 IMG_4269 IMG_4272Asfaltu było 90 km, reszta piach i skały | 90 km on asphalt, the rest on sand and rocks

24

 


 

Day 30
Numrug – without a stop

We set off with the horses around midnight of the local time. Five people travel in the cab of the Chinese Kamaz. It’s cramped, we have problems with finding some space. But we are going on. The day is cold, cloudy and rainy. Maybe it’s better than sweating inside the cab.

From the rain into the sun, then the rain again. Wipers are out of order.

After eighteen hours of common journey we are more talkative. The atmosphere was rather gloomy before. The driver goes on without any break. I’m tired. We insisted on him to have some sleep but he just had a refreshing bath in lake Khyargas (a bit salty). This is where we made the first toast with beer for the success of the journey, the second one was for the transport of the horses and motorcycles. We drank from individually made cups from the bottoms of plastic bottles. Then we washed our socks and brushed the teeth. The journey goes on in a completely different atmosphere.

Unfortunately the fastening of Andrzej’s motorcycle loosened and it fell on my BMW tearing off the halogen light and ripping the “leather” cover of the engine.