Dystans 767 km. Warszawa – Żytomierz
Wyprawa rozpoczęta. Ja wyruszyłem o 6 rano a Andrzej o godzinę wcześniej. Spotkaliśmy się przed granicą w Dorohusku. Po drodze spotkałem się z kolegą Grzechotnikiem, który odprowadził mnie do miasta Chełm. Bardzo było mi miło. Tam na stacji benzynowej po niewielkim opóźnieniu dołączył Andrzej.
Na granicy kolejka, jak tylko mogliśmy przepychaliśmy się bez pardonu pomiędzy samochodami w kolejce. W pewnym momencie jednak samochody stały na pasach ograniczonych krawężnikami na wymiar i nie sposób było przejechać. Próbowałem dogadać się z celnikami, ale olali sprawę. W tych okolicznościach czekaliśmy w sumie dwie i pół godziny. Dobrze, że pogoda była wyborna, ani za zimno ani za ciepło.
Po granicy monotonna, spokojna jazda wśród lasów i pól – sielanka. Celem były okolice Żytomierza gdzie mieliśmy nocleg. Jechaliśmy górą przez Sarny i Korosten. Naprawdę ładna droga. Natomiast nieco później po zjeździe na boczną drogę już nie jest wesoło i drogi są dużo gorsze, ale tragedii nadal nie ma.
Dojechaliśmy na miejsce z lekkimi problemami. Sama końcówka drogi prowadziła przez las i w pewnym momencie trafiliśmy na piach. Jak to się mówi „panie władzo, to był moment” podcięło mi koło i już nie zdołałem się wyciągnąć, leże. Andrzej za mną jechał ewidentnie za blisko, ostro przyhamował i też leży. Piach był w tym miejscu wyjątkowo głęboki. Straty niewielkie. Pęknięty kierunek u Andrzeja a u mnie pękło mocowanie kierunku, ale szybka cała. Skrzywiło się też mocowanie lewego kufra.
Sam ośrodek wygląda przepięknie, trochę późno tu dotarliśmy, bo i nasze spotkanie w Chełmie się opóźniło i granica pochłonęła więcej czasu niż sądziłem, a do tego dochodzi jedna godzina do przodu na Ukrainie. Jutro celem jest miasto Sumy.
Day 1
Distance: 767km. Warsaw – Zhytomyr
Our expedition has started. I set off at 6a.m. while Andrzej one hour earlier. We met near the border in Dorohusk. On the route I had met my friend Grzechotnik who assisted me on my way to Chełm. It was a very nice time. It was there, on a petrol station, where Andrzej (a bit late) joined us.
On the border was a line of cars. We pushed through it without mercy but at one moment the cars stood on lanes bordered by dimensioned curbs so we couldn’t pass. I tried to talk to customs officers but they ignored me. In this situation we waited for 2.5 hours. Fortunately, the weather was good – neither too cold nor too warm.
Beyond the border we had a peaceful, monotonous ride through forests and fields – a true idyll. The goal was to reach our night’s lodging in the vicinity of Zhytomyr. We chose the way through Sarny and Korosten. Quite a nice road. However, a bit further on, after turning into a side road, the journey was not pleasant and roads were much worse, but still it wasn’t a tragedy.
We reached the place after having some problems. The very end of our road led us through a forest and suddenly we got into sand. “It was a moment”, as they say. My wheel was undercut and I couldn’t get out of the trouble – I found myself lying on the ground. Andrzej probably rode too close to me – braked hard and fell down as well. The losses were not big. Andrzej broke his indicator, I broke my indicator’s fastening but a pane was in one piece. My left trunk’s fastening bent too.
The site itself looks great, we reached it a bit late at night since our meeting in Chełm was delayed and the border took much more time than I had expected. In addition, we are one hour ahead in Ukraine. Our tomorrow’s goal is the city of Sumy.