Archiwum kategorii: Mongolia 2015

Dzień 43 (Sary-Tash – Murghab)

244 km, Sary-Tash (KGZ) – Murghab (TJ)

W nocy lało i myślałem że nam to pokrzyżuje plany. Rano jednak pogoda dobra, ale nad Pamirem gęste chmury. Wyruszyliśmy po śniadaniu około 7 a pogoda robi się coraz lepsza. Wspaniale, jednak podpinki były konieczne.

Granica Kirgistanu jest pół godziny drogi od miasta. Bardzo szybko nam poszło, zaledwie kwadrans. Pogranicznik cały czas ziewał i to pewnie dla tego. Następnie jest około 10 km ziemi niczyjej. Przepiękna okolica. Wreszcie dojeżdżamy do granicy Tadżykistanu. Tu nam zeszło godzinę. Najpierw jedna budka, w drugiej dostajemy kwit na dezynfekcję, płacimy 10$ i facio spryskuje dół motocykla jakimś towarem, potem podeszwy butów. Jedziemy do następnej budki. Tu za kolejne 10$ dostajemy czasowy import motocykla. W następnej budce za kolejne 10$ dostajemy policyjny świstek na motocykl. To wszystko. Jedziemy dalej.  Poza tym kolejna godzina odzyskana, teraz wyprzedzamy Polskę o 3h.

Tadżykistan wita nas cudownymi widokami, zapierającymi dech w piersiach. Droga przyjemnie zaskakuje, jest asfalt i to jest go sporo. Poza tym jest szuter ale twardy a tarka w granicach normy.

Przełęcze mają szuter, czyli tam gdzie najtrudniej. Góry są skaliste, roślinności nie ma, zwierząt też nie widać. Osad ludzkich brak. Słowem pustkowie. Jest zimno a powietrze jest rzadkie. Czuć to po jakimś lekkim wysiłku. Szybkie oddechy nie wiadomo po czym.

Mijamy przełęcz Kizyl-Art 4282 oraz najwyższą przełęcz Ak-Baitał ponad 4600 mnpm i zaczynamy zjazd przez około 80 km do miasta Murgab, leżącego na 3600 mnpm. Małe miasto, które nie ma prądu z jakiejś przyczyny. W sumie to dziura. Znajdujemy hotel i rozpakowujemy graty. Pokój bez łazienki aż 32$, drogo ale nie ma konkurencji. Prąd będzie z generatora przez 4 godziny wieczorne, tak samo ciepła woda. W hotelu jest dużo podróżników. Jest też przynajmniej 8 motocykli. Są Anglicy, Kanadyjczycy, Włosi  i inni. Ostrzegają nas przed jutrzejszym dniem, gdyż będziemy jechali dużym objazdem. Główna droga jest zniszczona przez wielkie osuwisko skalne. Oni przejechali, przejdziemy i my. Kanadyjczyk zaliczył wczoraj dziesięć gleb, pytany później Anglik zaliczył dwadzieścia gleb jednego dnia. Zostaje moim idolem. Nie byli to nowicjusze, zapewniam. Obaj na dużych GSach. Przyznam, że ma to efekt mrożący. Wszystko przez kopny piach i przez wielki ruch na tym objeździe. Droga wąska z jednej strony rzeka z drugiej skały, a jadą tam wszystkie ciężarówki razem z chińskimi mocno przeładowanymi. Podobno pełno zepsutych samochodów, których nie ma jak ominąć. Słowem cały ruch z M41. To skłoniło nas do poszukiwania jakiegoś rozwiązania. Ale jeszcze słowo wprowadzenia. Normalna trasa do Khorog to jakieś 200 km a objazd to 400 km przez Langar i Iszkaszim i robi się go w dwa dni. Zniszczenia na normalnej trasie to zaledwie kilometr a już miesiąc nie jest to naprawione. Chcieliśmy łodzią przetransportować motocykle ten zepsuty odcinek, ale to dopiero za 2-3 dni, bo wtedy zakończą budowę rampy załadowczej na łódź. Odcinek do przepłynięcia to około 250 metrów. Śmiech.

Pewien kierowca Fiedia, poznany w jadłodajni powiedział nam o teoretycznie niezłej drodze, dużo krótszej niż objazd, po której nie zmieszczą się ciężarówki, więc będzie o tyle lepiej. Obrabiamy teraz tę drogę na mapach i jutro chyba nią pojedziemy. Da się nią teoretycznie dojechać do Khorog w jeden dzień. Droga na mapie nie zachęca, ale Fiedia mówi żeby się nie bać i jechać. On przejechał samochodem osobowym i wie co mówi. Zobaczymy.

IMG_4743 IMG_4749IMG_4768 IMG_4779

34

 


Day 43
244km, Sary-Tash (KGZ) – Murghab (TJ)

The rain feel at night and I thought that it would thwart our plans but in the morning the weather was nice but heavy clouds covered Pamir. We set off after breakfast, around 7a.m. and the weather was getting better. That was great but our linings were necessary.

The border of Kirgizstan is only two hours away. We crossed it very fast, within 15 minutes. A border guard yawned all the time and probably that was the reason. Then approximately 10 km of no-man’s land. A beautiful area. At last we arrived at the border of Tajikistan. We spent one hour there. First post, then in the second post we received a ticket for disinfection, paid 10$ and a guy sprayed the bottom of my motorcycle using some stuff, then sprayed the soles of my boots. We rode to the next post. There we paid additional 10$ and received a temporary import of the motorcycle. In the next post paid additional 10$ and received a police document for the motorcycle. That was all. We could ride further. Apart from that, we gained the next hour and are 3 hours ahead of Poland.

Tajikistan welcomes us with wonderful, breath-taking views. The road surprises us enjoyably, it has asphalt, even plenty of it. In other sections the road is covered with hard break stones and the “grater” is within the norm.

The mountain passes are covered with break stones so they are the most difficult sections. The mountains are rocky, the land has no plants, we didn’t see any animals. No human settlements. A complete desert. It’s cold and the air is thin. We could feel it after any short exercise. Rapid breathing without any reason.

We crossed the Kyzyl-Art pass, 4282m, and the highest Ak-Baital pass, over 4600m above sea level, and rode 80km downhill to Murghab, 3600m above sea level. A small town without electricity. We don’t know the cause. Generally, it’s a one-horse town. We found a hotel and unpacked our stuff. A room without toilet for 32$! It’s expensive but the only hotel here. We will have electricity for 4 hours in the evening thanks to a generator, the same case with hot water. Many travelers stay in this hotel. There are also at least 8 motorcycles. Englishmen, people from Canada, Italians and others. They warn us about tomorrow because we will ride through a big diversion. The main road was destroyed by a huge rock-fall. They managed to pass it so we will do the same. The Canadian fell down ten times, the Englishmen, when we asked him about it later, fell down 20 times during one day. He’s my hero. I assure you, they weren’t greenhorns. Both on big GS. I must admit that this information is bloodcurdling. Everything because of sand and great traffic on the diversion. The road is narrow, between a river and rocks, all lorries go here, including highly overloaded Chinese trucks. Supposedly many broken cars, it’s impossible to go them round. In short, the whole traffic from M41. It prompted us to find any solution. But I’d like to make a short introduction first. The normal road to Khorog is 200km long and the diversion via Langar and Ishkashim is 400km long and can be passed within two days. The destroyed section is only 1km long and it hasn’t been repaired since one month. We transport our vehicles by a ferry, bypassing the destroyed section, but it’s possible after 2-3 days because after this period they will end the construction of ferry’s loading ramp. The section to cross is 250m long. Laughable.

Fiedia, a driver met in an eating place, told us about a theoretically good road, much shorter than the diversion, too narrow for trucks so it will be better. We’re checking this road on our maps now and we will probably ride there tomorrow. In theory, it is possible to get to Khorog within one day. The road on the map is not inviting but Fiedia says that we shouldn’t be afraid and go this way. He went there in his car and knows what he says. We will see.

Dzień 44 (Murghab – Sovietabad)

271 km, Murghab – Sovietabad (Савеобод)

Wczoraj nie udało nam się nigdzie kupić karty do Internetu. Dziwne uczucie. Nic nie można sprawdzić, z nikim skomunikować. Sieć komórkowa raz jest a raz „brak sieci”. Może jest to związane z brakiem prądu w całym mieście.

Poprosiłem kolesia z hotelu, żeby udostępnił mi wifi ze swojego telefonu. Owszem połączyłem się do jego telefonu ale dalej nie wyszedłem. Czyli nawet kupno karty tutaj, Internetu by nie dało. Miejsce nie dla mnie.

Już o 5 rano byliśmy na nogach. To efekt zmiany czasu. Kawa, tankowanie już z wiadra bo stacji brak i jazda. Przyznam, że miałem tremę.

Zacznę od konkluzji: gdybym wiedział, to bym chyba nie pojechał. Ta trasa to ścieżka górska. Wjeżdża się na szczyt góry, około 4500 mnpm. Same kamienie. Jesteśmy koszmarnie zmęczeni. Trzeba było pokonać dwie rzeki. Woda w butach. I kilkanaście strumyków. Na tej wysokości ja odczuwam zwiększone zmęczenie. Po pokonaniu jednego strumienia tak mi się w głowie kręciło, że musiałem usiąść i poczekać parę minut. Musieliśmy naprawić jeden most. Samochody z niego nie korzystały i jechały przez rzekę, ale było około metra głębokości. Samochody zwykłe tam nie jeżdżą, tylko terenowe i rosyjskie Uazy/Zazy. W ciągu dnia widziałem 4 samochody tylko. Były deski i kamienie to uzupełniliśmy braki i przejechaliśmy. Było ciężko a miejscami bardzo ciężko, szram przybyło. Ale to już za nami. Te 271 km robiliśmy w 12 godzin. Jesteśmy 30 km od asfaltu i przysięgam, że go jutro ucałuję.

Na noc wylądowaliśmy w miasteczku Sovietabad, chociaż plan był dojechać do Thorogh. I zrobili byśmy to, aczkolwiek byli byśmy około 21, czego nie lubię.

Przejeżdżając przez Sovietabad, Andrzej zrobił przerwe na odpoczynek, a ja wdałem się w gadkę z lokalesami. Zapytałem kiedy będzie dobra droga i o której dojedziemy. Zapytałem też czy można tu przenocować. Tak można, zapraszam do siebie do domu. Takiej okazji nie można zmarnować. Śpimy w jednym pomieszczeniu z gospodarzami. Na szerokiej drewnianej konstrukcji. Kobiety śpią w innym pomieszczeniu.

Około 21 przyszedł czas na kolację. Też w męskim gronie. Była zupa z mięsem, do tego chleb, wątróbka ze słoniną oraz wódka i piwo. Wszystko raczej smaczne. Andrzej sporo pojadł a ja mniej. Potem mycie skromne. Banię mają 5 km stąd a codzienne mycie, to zimna woda w misce.

Gospodarz opowiadał trochę o trudnym życiu w Pamirze. Ludzie nie mają pracy ani pieniędzy. Ciekawostką jest to, że już kilka wiosek wcześniej ludzie mówią innym dialektem pamirskim. Różnice są znaczne, bo padło parę przykładów.

Leżę sobie teraz, słucham muzyki i w sumie jest mi dobrze. Jutro pojedziemy do Thorog zrobić zakupy i jedziemy dalej w stronę Duszanbe.

https://www.openstreetmap.org/way/390808286#map=16/37.2454/72.1956

IMG_4801 IMG_4803 IMG_4804 IMG_4816 IMG_4830 IMG_4821 IMG_4828 IMG_4814 IMG_4837

35


Day 44
271km, Murghab – Sovietabad

Yesterday we didn’t manage to buy an Internet card anywhere. A strange feeling. You can’t check anything, get in touch with anybody. Sometimes we have access to the mobile network. Maybe it’s connected with the electricity shortage in the whole town.

I asked a guy in the hotel to make the wifi in his mobile available to me. Of course I connected to his mobile but couldn’t do anything else. So if I bought a card here, still I wouldn’t have the access to the Internet. It’s not a place for me.

At 5a.m. we were already up. This is the result of time change. A cup of coffee, refueling with a bucket because there is no petrol station and we set off. I must admit that I was afraid a bit.

Let me start with a conclusion: if I had known the road, I wouldn’t have gone there. It was a mountain path. We reached a peak, about 4500m above sea level. Stones everywhere. We were terribly tired. Then had to cross two rivers. Water in our boots. And several streams. At this altitude I felt an increased fatigue. When we crossed one stream I had to sit and wait for a couple of minutes because of vertigos. We had to repair one bridge. Cars hadn’t used it and gone through the river but it was around one meter deep. Cars usually don’t go this way, only off-roads and Russian UAZ/ZAZ trucks. During the day I saw only four cars. There were planks and stones so we filled gaps and went across. The road was hard, sometimes very hard. Our motorcycles have more scratches now. But it’s over. We rode 271km within 12 hours. We are 30km before the asphalt road and I swear that I will kiss it tomorrow.

We spent the night in a town called Sovietabad but our goal was Thorogh. We could do it but we would be there at 9p.m., the time I don’t like.

During our ride through Sovietabad Andrzej had a rest and I chatted with locals. I asked them where will be the better road and when we will get there. I also asked if we could sleep here. “Yes, you can, let me invite you to my house”. We couldn’t miss this opportunity. We are sleeping in one room with the hosts. On a broad wooden structure. Women sleep in another room.

Around 9p.m. we had a supper. Also with the men. Ate a soup with meat and a piece of bread, a liver with lard and vodka and beer. Everything was quite tasty. Andrzej ate a lot, I did less. Then a modest wash. They have a banya 5km from here and a daily washing is just cold water in a bowl.

The host told us about the hard life in Pamir. People have neither jobs nor money. It’s interesting that some villages before people spoke a different Pamir dialect. The differences are significant because some examples were given.

I’m lying now, listening to music and generally I feel all right. Tomorrow we will ride to Thorog to buy some things and then go further south to Dushanbe.