Archiwum kategorii: Mongolia 2015

Dzień 45 (Sovietabad – Chorog)

90 km, Sovietabad (Савеобод) – Chorog

Mieliśmy ambitniejsze plany, ale dojechaliśmy tylko do Chorog. Już po drodze czułem, że trzeba nam dnia odpoczynku. U naszych gospodarzy za bardzo nie odpoczęliśmy. Ciągle ktoś łaził i trzaskał drzwiami, nawet w nocy. Rano zjedliśmy po kawałku domowego placka i popiliśmy herbatą. Pożegnaliśmy się szczerze, uściskaliśmy sobie prawicę i w drogę. Naprawdę porządni mieszkańcy Pamiru (jak o sobie mówią).

W Chorog znaleźliśmy hotel w centrum za 25$ ze śniadaniem. Tylko trochę pochodziliśmy po mieście, kupiliśmy melona na bazarze i kilka drobnych rzeczy. W hotelu jest bardzo smaczna restauracja i tam się stołujemy, nie mamy potrzeby chodzić dalej.

Samo miasto nie jest małe jak na tutejsze warunki. Położone jest na wysokości 2000 mnpm, i za dnia panuje tu upał, czego nie ma w wyższych partiach gór i miasteczkach tam położonych. Miasto ma dwie główne ulice po obu stronach rzeki Gunt. Gunt znowu wpływa za kilka kilometrów do rzeki Panj (Pyandzh river).

Jutro o 7 mamy zamówione śniadanie i potem lecimy na północ. Po drodze znajdziemy jakiś nocleg.

Tak więc dziś krótki, techniczny dzień z nastawieniem na regenerację. Coraz częściej takie dni są nam potrzebne. Rano też musimy zatankować dobre paliwo, bo to co dziadek z wiadra nalewał nam w Murgab, to się ledwo pali. Moc jest znikoma, brak wolnych obrotów, gaśnie przy redukcjach, słowem gówno a nie paliwo. No ale takie są warunki i nie ma wyboru, trzeba lać co jest dostępne. Tu w mieście są trzy dobre stacje i jutro dowiemy się jaka jest jakość paliwa.

IMG_4850 IMG_4853 IMG_4854 IMG_4855 IMG_4856 IMG_4857 IMG_4861Nasz hotel | Our hotel


Day 45
90km, Sovietabad – Khorugh

Our plans were more ambitious but we rode only to Khorugh. During the ride I felt that we need a day off. We didn’t relax in the house of our hosts. Somebody was walking and banging the door all the time, even at night. In the morning we ate a piece of home-made pie and drank some tea. Said goodbye sincerely, shook our hands and set off. They were truly respectable inhabitants of Pamir (as they call themselves).

In Khorugh we found a hotel in the centre for 25$ and with breakfast. Walked around the city for just a moment, bought a melon on the bazaar and some little things. We have a very good restaurant in the hotel and we’re dining there, don’t need to go anywhere else.
The city in itself is not so small regarding the local conditions. It’s located 2000m above sea level and during the day it’s hot. High temperatures doesn’t occur in higher ranges and towns located there. The city has two main streets along the banks of the Gunt river. Some kilometers away the Gunt flows into the Pyandzh river.

We reserved our breakfast for 7a.m. and then will ride north. We’ll find a place to sleep along the way.

So today we have a short, technical and regeneration-oriented day. We need such days more often. In the morning we will also have to get a good fuel because the one poured from the bucket by the old man in Murghab hardly combusts. The power is minimal, the engine has low idle speed and stalls during reductions. In short, a bullshit. But these are our conditions, we have no choice and pour anything available. The city has three good petrol stations and tomorrow we will know the quality of their petrol.

Dzień 46 (Chorog – Kalaikhum)

254 km, Chorog – Kalaikhum

Dziś był znowu ciężki dzień jeżeli chodzi o jazdę i piękny jeżeli chodzi o widoki.

Jechaliśmy nad brzegiem rzeki Panj, po drugiej stronie rzeki Afganistan. Początkowo tylko skały a właściwie potężne góry, a potem w miarę jazdy i schodzenia na wysokość około 1500 mnpm pojawiają się ludzkie osady. Na początek strasznie prymitywne, lepianki, a potem ładniejsze, okazalsze, wśród strzelistych drzew, bogatsze domy i zagrody.

Po afgańskiej stronie nie ma dobrej drogi. Początkowo jest jedynie zalążek ścieżki. Nidy bym nie wszedł. To jest wydrążone w skałach przejście, właściwie podest na szerokość człowieka na potężnej wysokości i widać ludzi, którzy to przejście robią. Obłęd. Potem jednak ta ścieżka zamienia się w drogę, piaszczystą. Pojawiają się ludzie idący oraz jadący na motorowerach. Afganistan, cholera! Machamy sobie. Są ubrani odmiennie od Tadżyków, w białe stroje i nakrycie głowy. Rzeka Panj nie jest ładna. Wody ma rwące i takie brudne, koloru kawy z mlekiem. Nie napił bym się. Kilka rzek wpada do niej i to widać podczas jazdy. I te rzeki też mają swoje kolory. Przeważnie zbliżone, ale jedna miała kolor czerwony jak rozwodnione buraki nie mam pojęcia skąd te kolory.

Droga z Chorog do Kalaikhum to około 250 km, ale nawierzchnia jest albo słaba, albo tragiczna. Jest wąsko, trzeba uważać, żeby nie wpaść po prostu w przepaść. W sumie 8 godzin jechaliśmy. Spotkaliśmy ekipę Rosjan na motocyklach, oraz klika ekip rowerzystów, w tym Polaków.

W Kalaikhum skorzystaliśmy z oferty człowieka, który oferował noclegi. Nie jest źle. A nawet jest bardzo dobrze. Piękne miejsce nad rzeką, dopływem Panj. Koszt 30$ za dwie osoby ze śniadaniem i kolacją. W hotelu cena 145$ za to samo.

IMG_4881 IMG_4878 IMG_4875 IMG_4886 IMG_4890 IMG_4889 IMG_4884 IMG_4885 IMG_4892 IMG_4893 IMG_4896IMG_4898IMG_4904 IMG_4905

36

 

 


Day 46
254km, Khorugh – Kalaikhum

Another day of the hard ride and beautiful views.

We rode along the bank of Pyandzh. The land on the opposite side is Afghanistan. In the beginning we saw only rocks, actually huge mountains, then gradually rode downhill and at around 1500m above sea level spotted some human settlements. At first, the houses were extremely primitive, mud huts, then appeared prettier, bigger, richer houses and corrals encircled by slender trees.

The Afghan side doesn’t have a good road. At first, we saw only an origin of the path. I would never enter it. It was a pass carved in rocks, actually a very high platform, one-man wide, and we could see people who were creating it. A madness. However, after a while the path becomes a sandy road. People start to appear, walking or riding their mopeds. Afghanistan, shit! We’re waving our hands. Their style of dressing is different from the Tajik. They wear white clothes and a headdress.

The Pyandzh isn’t beautiful. Its water is rapid and very dirty, it’s the color of coffee with milk. I wouldn’t drink it. Some rivers flow into it and we could see it during the ride. Also these rivers have their own colors. Mostly similar but one of them was red like watery beets. I have no idea where these colors come from.

The road from Khorog to Kalaikhum is around 250km long but its surface is either poor or tragic. It’s narrow, you must be careful because you could simply fall into a precipice. In total, we rode for 8 hours. Met a group of Russians on motorcycles and some cyclists, some of them were Poles.

In Kalaikhum we accepted the offer of a man who offered overnight accommodations. It’s not bad. It’s even very good. A beautiful place by the river, a tributary of the Pyandzh. The price is 30$ for two people with breakfast and supper. The price in a nearby hotel is 145$ and includes the same things.