Archiwum miesiąca: listopad 2017

Dzień 16 Tegucigalpa

Dziś dzień odpoczynku i luzu. Prawie nigdzie nie byłem do południa. Odwiedziłem bazar, coś tam kupiłem. Potem poszedłem sprawdzić inny hotel, do którego się przyniosę pod wieczór. Ogólnie wakacyjny nastrój, cygarko w parku, piwko zimne, sjesta. Piwa to napiłem się dziś wbrew prawu. W ten weekend odbywają się wybory i obowiązuje zakaz sprzedaży alkoholu, „ley seca”, ale sprzedawca zapomniał i sprzedał.

Dużo jest odwołań do Jezusa. W Polsce nie do pomyślenia. Popularne są nalepki na samochody. Takie teksty widziałem „Prowadzę ja, lecz Jezus jest moim przewodnikiem”, „Ten samochód należy do Jezusa”. Byle sklepik obskurny, zakratowany wewnątrz lecz jaka nazwa „Pulperia Serca Jezusowego”. Noszą koszulki piłkarskie z imieniem Jesus i numerem 00. Zrobię jeszcze zdjęcia jak będę miał okazję.

Tak było dzisiaj, a jutro chyba nie będzie inaczej.

Dzień 15 Tegucigalpa

Wstałem wraz ze wschodem słońca i poszedłem zwiedzić okolicę. Jestem blisko wielu punktów turystycznych, Parku Centralnego, Katedry, Iglesia de Los Dolores. Przez dwie godziny właściwie wszystko obszedłem.

Jest spokojnie, miasto jak miasto. Widać dużo patroli policji i wojska z karabinami. Znaczy, że jest to potrzebne. Zdjęcia chyba nieco gorsze, bo chodzę ze starym zapasowym iPhonem na wypadek utraty.

Po południu wyszedłem na kolejne zwiedzanie, połączone ze spotkaniem w kawiarni w City Mall. Tam w kawiarni ma się spotkać kilka osób.

Cztery godziny łażenia po mieście. Byłem wszędzie gdzie mnie oczy poniosły. Co chwilę do góry, za chwilę w dół. Bardzo dużo wzniesień. Przez to fajne widoki. Trudno się tu ludziom mieszka na tych górkach. To są slumsy, dzielnice biedy. Nic złego mnie nie spotkało, normalne biedne miasto.

Powiem nawet, że miasto ma fajny klimat. Na mojej liście jest na drugim miejscu stolic pod względem „fajności”. Pierwsze San Jose, potem Tegucigalpa, następnie Panama i na końcu Managua.

Ostatecznie dotarłem na spotkanie w centrum handlowym. Centrum zupełnie jak u nas. Europejski styl. Posiedzieliśmy w czwórkę przez dwie godziny. Czas uważam za miło spędzony. Organizator Sebastian, podróżuje po Ameryce już trzeci rok. Korzysta głównie z CS. Ma pewną misję, sam pracuje trochę dla organizacji non profit w Meksyku. Tu nie będę rozwijał wątku dalej. Być może w poniedziałek razem wyruszymy do Salwadoru. Kilka jego podpowiedzi było bardzo cennych.

Posiedzieli, pogadali, potem już wsiadłem w busik, posłucham muzyczki i dojechałem na dwudziestą do hotelu.

Ot, i tak to właśnie było.