Wyszedł nam dziś zabiegany techniczny dzień. Andrzej załatwiał zmianę opon a ja kupno karty sim i kupno papierowych map. Pół dnia nam to zajęło. Oczywiście w deszczu. Pomagał nam Polak, mieszkający w naszym hostelu, który ma samochód.
Jak już uporaliśmy się ze wszystkim, to pojechaliśmy 50 km na wschód od Ułan-Bator do wielkiego pomnika Czyngis-chana. Pojechaliśmy samochodem, w sumie w pięć osób, gdyż dołączyła do nas jeszcze para polsko szkocka. To była ciężka jazda, gdyż nasza dodatkowa para zachowywała się oględnie mówiąc nieco dziwnie, i nie będę tego tu opisywał. W grę wchodziły jakieś środki pobudzające lub jeszcze coś „twardszego”. Wróciliśmy zmęczeni i zdenerwowani.
Ponieważ tradycyjnie już prognoza na jutro słaba, to wzięliśmy jeszcze jedną noc tutaj, ale na pewno to będzie ostatnia. Ale jutro już czysty relaks. Poza tym jutro kończę brać antybiotyk i można zaczynać od nowa ryzyko.
Day 21 Zero km, Ulan-Bator
It was a busy, technical day. Andrzej dealt with the change of the tires and I wanted to buy a SIM card and paper maps. It took us half a day. In the rain, of course. A Polish man, who’s living in our hostel and has a car, helped us.
After we dealt with this stuff, we went 50 km east of Ulan-Bator to see the great memorial of Genghis-Khan. We took the car, five people in total – a Polish-Scottish couple joined us. It was a hard road because our additional couple behaved in a somehow strange way. I won’t describe it here. It was an effect of taking drugs or a harder stuff. We came back tired and annoyed.
Traditionally weather forecasts for tomorrow are bad so we took one additional night here but surely it will be the last. Tomorrow is just for relaxation purposes. I will stop taking the antibiotic and can start the new risk.
Leje teraz i lało całą noc. Cholera. Miasto zakorkowane. Nasz ger (jurta) nieco przecieka w jednym miejscu przy samych drzwiach, ale poza tym jest sucho. Nawet wyprane rzeczy schną, co mnie dziwi. Wilgoci nie czuć specjalnie. Widać, że przez stulecia taki styl mieszkania jakoś się sprawdzał. Ale nie wyobrażam sobie takiego mieszkania w zimie, lub gotowania czy prania w gerze. Natomiast samo turystyczne nocowanie jest kapitalne.
Poszliśmy połazić po okolicy. Raczej w mało turystyczne zakątki. Bieda, slumsy, smród, błoto. No niestety, ma to swój urok i klimat, ale krótko mówić kiepsko. Co innego centrum, tam jest światowo, ale światowości ja nie szukam, bardziej ciekawi mnie zwykły mongolski „kowalski”.
We went for a walk in the neighborhood. It’s rather not very touristic. Poverty, slums, stink, mud. It has its own climate and charm but, unfortunately, generally it’s weak. The centre is different, modern, but I’m not looking for modernity. What makes me curious is an ordinary Mongolian “John Smith”.
„Kowalscy” | “The Smiths”
Mnisi | The monks
Poszukiwaliśmy też miejsca na zamianę opon. Znalezione i jesteśmy umówieni. Koła zdejmiemy sami przy hostelu i zawieziemy jutro na wymianę. Można oczywiście jechać motocyklem, ale miasto jest zakorkowane w deszczu i łatwiej nam demontować koła samemu. Ale precyzyjniej mówiąc to zrobi to Andrzej, ja mu pomagam tylko. Andrzej jest w swoim żywiole – biega z narzędziami, klęka, wstaje, kuca, zagląda, leci po coś, zawraca, zderza się sam ze sobą. Ja mu nie przeszkadzam, nawet pomagam – kupiłem po browarku.
We were also looking for a place to change out tires. We found it and made an appointment. The wheels will be removed by us and taken for the change tomorrow. Of course we could go there by our motorcycles but the city is jammed and the weather is rainy so it’s easier for us to remove the wheels personally. Strictly speaking, Andrzej is going to do that, I’ll help him only. He’s in his element – running with tools, kneeling down, getting up, squatting, looking, running for something, turning back, crashing with himself. I’m not disturbing him. I’m even helpful – I bought two beers.
Nie wspominam o tym często, ale co jakiś czas spotykamy Polaków na swojej drodze. W hostelu już od czterech miesięcy mieszka Polak, który ma zamiar zamieszkać w Mongolii na stałe. Jest także amerykańsko polska para z Connecticut, która odwiedza syna pracującego tu w ramach praktyk studenckich. Widzieliśmy także TIRa na rejestracji BI.
Dziś jednak byliśmy absolutnie zaskoczeni, gdy stojąc wieczorem na światłach, żeby przejść przez ulicę, słyszymy: „Bieszczady, gdzie was tu chłopaki przyniosło?” Patrzymy, kto to mówi, a mówi to autentyczny Mongoł (przeczytał polski napis na plecach zlotowej koszulki Andrzeja). I mówi dalej – „chodźcie za mną, tam jest więcej Polaków„, i za kilkanaście metrów wchodzimy do baru z karaoke, gdzie widzimy jeszcze około pięć osób, które nas witają po polsku. Okazuje się, że wszyscy pracują, a wcześniej studiowali w Polsce, a do Ułan Bator przyjechali na wakacje. Pogadaliśmy kilkanaście minut, wymieniliśmy się numerami i mamy w planach spotkać się w kraju.
Day 20 Zero km, Ulan-Bator
It’s been raining since the night. Damn it! The city is one big traffic jam. Our ger (yurt) is leaky in one spot by the doors but generally it’s dry. Even our laundry is drying, it’s curious in my opinion. I can’t particularly feel the damp inside. It’s obvious that this style of living performed well throughout the ages. I can’t imagine living this way during winters or cooking and doing the laundry inside. However, such a touristic sleeping is great.
I don’t mention it often but sometimes we meet Poles on our route. In the hostel we found a Polish guy who is living there for four months and is going to stay in Mongolia for good. There is also a Polish-American couple from Connecticut which visits their son who works here within his student internship. We have also seen a lorry with “BI” registration number. However, today we were absolutely surprised – we stopped on the lights, wanted to cross the street, then we heard these words: “Bieszczady, what brought here guys?”. We look at the man and he’s a native Mongol (he read the Polish inscription on the back of Andrzej’s t-shirt). And continues: “come with me, I will show you more Poles”. After a couple of meters we enter a karaoke bar where we meet five people who welcome us in Polish. It turns out that they are working (and studied before) in Poland and came to Ulan-Bator for their vacations. We talk a couple of minutes, exchange our telephone numbers and have plans to meet again in Poland.