Archiwum kategorii: Norwegia 2012

Droga przez Oslo do Larvik

Nie będę się już rozpisywał. Zdam relację krócej.
Ruszamy o 7 rano. 300 kilometrów do Lillehammer jedziemy zgodnie z przepisaną i niską prędkością. Moja jedna połowa mózgu śpi, druga prowadzi. Jest chłodno. Manetki i kanapa grzeją. W kasku gra spokojna muzyka. Zatrzymujemy się tylko na stacjach.
W Lillehammer robimy zdjęcia pod skoczniami i nieco tylko przyspieszamy. Drogi są szersze ale za to w przebudowie. Im bliżej Oslo, tym szybciej.
W Oslo jesteśmy po szesnastej. Na razie wjeżdżamy do miasta, ale widzimy olbrzymie korki na wylocie w przeciwnym kierunku. Samo miasto pokonujemy gładko w tunelach. Takie tunele budzą moją zazdrość. Chyba pół miasta ma pod sobą tunele. No ale za karę niewiele się widzi. Zaczynamy opuszczać Oslo i wpadamy w korek. Pasy dość szerokie, ale moje sakwy nie pozwalają na jazdę międzypasem. Skaczemy po pasach zachowując przy tym dostojność i korzystamy z każdej innej okazji aby nadrobić dystans. Wiemy, od spotkanych pierwszego dnia norwegów, że jazda międzypasem jest w Norwegii legalna. Aż dziwne. Mijamy Oslo i kierujemy się do Larvik. Stamtąd następnego dnia rano odpływamy do Danii.
Po 10 godzinach docieramy wieczorem do pensjonatu. Wreszcie coś innego niż domki. Pensjonat jest uroczy. Zadbane patio i budynki. Jest też drogo. A co tam. Idziemy w miasto, celem jest pizza. Ale dwie pizzerie w mieście są już zamknięte. Otwarty jest jednak Steak House.
Po powrocie do pensjonatu pakujemy się aby rano nie tracić czasu. A wstajemy po piątej rano.

8 3 4 10 12 6

Hardcore

Do odprawy promowej mamy zaledwie przysłowiowy kilometr. Ale rano okazuje się, że pada i to mocno. Zakładamy przeciwdeszczówki, bo nie wiemy ile będziemy stali na placu w oczekiwaniu na wjazd. Prom już czeka gdy podjeżdżamy i od razu kierują nas do wnętrza tego wieloryba. Prom jest dużo większy niż ten którym płynęliśmy do Norwegii. Parkowanie i mocowanie motorów idzie gładko, także inne samochody mają dużo miejsca i masakra nie powtarza się. Niżej nie można było wjechać, a mimo to jest to trzecie piętro. Wchodzimy do windy i jedziemy na piętro ósme. A są jeszcze wyższe. Przed nami ponad trzy godziny rejsu. Czas płynie wolno. Prom też płynie wolno, około 45 km/h. W Danii jesteśmy w samo południe a pogoda jest słoneczna. Pokonaliśmy promem 150 kilometrów. Do domu pozostaje 1400 km. Zrobimy tak, że lecimy do Berlina i tam zadecydujemy co dalej. Może nocleg a może atak na dom. Widzę, że Joasia chce to wziąć na jeden raz. Ja nie jestem przekonany. Póki co jestem głodny i muszę coś zjeść. A takie jedzenie to przynajmniej pół godziny straty. Umawiamy się więc, że jedziemy razem aż do momentu, gdy ja nie odbiję do restauracji. Wytrzymuje 200 km. Na tyle starcza teraz pełny bak Burgmana. Tankujemy i ja zostaję coś zjeść. Żegnamy się i ustalamy, w jakim kontakcie pozostajemy i o czym się informujemy. Joasia odjeżdża a ja nabieram energii przez następne 30 minut. Potem ruszam w drogę. Pogoda jest bardzo dobra. Po przekroczeniu granicy z Niemcami bak starcza już tylko na 150 km. Mijam Berlin o zachodzie słońca. Na granicy jestem o 20:30. Synchronizuję informację z Joasią i wiem, że jedzie do końca. Zakładam podpinkę, cieplejsze rękawice i lecę do Warszawy. Spalanie między siedem a osiem. O godzinie 2 w nocy parkuję sprzęt w garażu i pojawiam się w domu. Wysyłam info do Joasi i odbieram sms, że i ona dotarła szczęśliwie. Każde z nas zrobiło tego dnia ponad 1400 kilometrów nie licząc promu. Wyprawa zakończona.

2 5 3 4 6