Droga przez Oslo do Larvik

Nie będę się już rozpisywał. Zdam relację krócej.
Ruszamy o 7 rano. 300 kilometrów do Lillehammer jedziemy zgodnie z przepisaną i niską prędkością. Moja jedna połowa mózgu śpi, druga prowadzi. Jest chłodno. Manetki i kanapa grzeją. W kasku gra spokojna muzyka. Zatrzymujemy się tylko na stacjach.
W Lillehammer robimy zdjęcia pod skoczniami i nieco tylko przyspieszamy. Drogi są szersze ale za to w przebudowie. Im bliżej Oslo, tym szybciej.
W Oslo jesteśmy po szesnastej. Na razie wjeżdżamy do miasta, ale widzimy olbrzymie korki na wylocie w przeciwnym kierunku. Samo miasto pokonujemy gładko w tunelach. Takie tunele budzą moją zazdrość. Chyba pół miasta ma pod sobą tunele. No ale za karę niewiele się widzi. Zaczynamy opuszczać Oslo i wpadamy w korek. Pasy dość szerokie, ale moje sakwy nie pozwalają na jazdę międzypasem. Skaczemy po pasach zachowując przy tym dostojność i korzystamy z każdej innej okazji aby nadrobić dystans. Wiemy, od spotkanych pierwszego dnia norwegów, że jazda międzypasem jest w Norwegii legalna. Aż dziwne. Mijamy Oslo i kierujemy się do Larvik. Stamtąd następnego dnia rano odpływamy do Danii.
Po 10 godzinach docieramy wieczorem do pensjonatu. Wreszcie coś innego niż domki. Pensjonat jest uroczy. Zadbane patio i budynki. Jest też drogo. A co tam. Idziemy w miasto, celem jest pizza. Ale dwie pizzerie w mieście są już zamknięte. Otwarty jest jednak Steak House.
Po powrocie do pensjonatu pakujemy się aby rano nie tracić czasu. A wstajemy po piątej rano.

8 3 4 10 12 6