Archiwum kategorii: Ameryka Centralna 2017

Dzień 4 Panama City

Wyszedłem z hotelu przed wschodem słońca, żeby pójść do Casco Viejo.

Po drodze zrobiło się już widno. Najdłużej posiedziałem przed wielkim drzewem zamieszkałym przez ptaki. Coś pięknego, jaki ruch. Jak ogromne lotnisko, hub przesiadkowy. Dzielnica jeszcze spała. Wszystko pozamykane. Nawet kawy nie było się gdzie napić, a tak mi się chciało.

Zeszło się ze dwie godziny i zacząłem wracać. Wstąpiłem do otwartej już lokalnej jadłodajni, naprawdę lokalnej. Nie było to ładne danie ale smaczne. Do tego aż dwie kawy wziąłem. Od razu lepiej.

Wróciłem w stronę hotelu idąc przez miasto w poniedziałkowym porannym szczycie.

Obecny hotel Cibeles mam tylko do dzisiaj. Zadaniem było więc znaleźć inny na jedną noc. W tym już nie chcę być.

Jest tu pełno hoteli. Odwiedziłem sześć aby zorientować się w cenach, a poza tym mam szczególne życzenie. Mianowicie chcę się jutro wymeldować jak najpóźniej. Jutro wyjeżdżam ale dopiero o 23:55. Do tego czasu chcę mieć jakąś bazę.

Wreszcie coś znalazłem i po południu się przeprowadzam.

Ostro pada po południu. To drugi deszcz. Pierwszy był gdy jechałem z lotniska, lecz zanim dojechałem to się skończył. Nie kupiłem parasola i muszę czym prędzej to zrobić, ale niech przestanie padać.

Nowy hotel jest w dużo bardziej ruchliwym miejscu. W pokoju się tego nie słyszy. Dosłownie dwa kroki od wyjścia, znajdują się budki z jedzeniem. Zamówiłem ryż, kiełbaski, surówkę i jakby banan ale to jest coś innego. Pyszne, a do tego w czasie jedzenia można obserwować ruch na skrzyżowaniu. Mnie pasuje. Kawy nie mieli, to kupiłem w restauracji obok. Teraz popijam i piszę. I myślę co dalej.

Przez deszcz jest dużo chłodniej, jakieś 26st i bardzo przyjemnie jest na dworze. Ciekawe jak będzie w kolejnych miastach, coraz bardziej na północ.

Nic nie wymyśliłem, obszedłem kilka ulic dookoła hotelu, z myślą o parasolu ale tylko zmokłem bardziej. Czekam.

Przestało padać dopiero za dwie godziny. Poszedłem na długi spacer do centrum w stronę wieżowców. Jest tam wszystko co być powinno w centrum miasta. Zrobiłem zakupy jedzeniowe z myślą o długiej jeździe autobusem jutro, no i wreszcie kupiłem parasol. I wracając nad zatoką, mogłem go przetestować, bo znów zaczęło padać.

I tak to właśnie było.

Dzień 5 Colón

Miasto Colon (Cristobal Colón, Krzysztof Kolumb) leży 80 km na północ od miasta Panama. Można dojechać autostradą lub koleją. Pociąg kursuje dwa raz dziennie 7:15 i powrót około 15. Podróż trwa godzinę. Pojechałem koleją. Unikatowa sprawa. Jednego dnia być nad Oceanem Spokojnym i Oceanem Atlantyckim, Pacyfikiem i Atlantykiem.

Podróż jest genialna. Pociąg jest przystosowany do oglądania przyrody. Całą podróż stałem na platformie i podziwiałem widoki. Jeszcze nie było zbyt gorąco.

Nie mam tu zbyt ambitnych planów. Jest tu kilka turystycznych miejsc, ale nie ciągnie mnie. Jest tu na przykład największa śluza Gatun. Co ciekawe, przeczytałem że w tym mieście dzieje się akcja noweli Sienkiewicza, Latarnik.

Jednak muszę powiedzieć, że miasto jest straszne. Naprawdę wygląda niebezpiecznie. Istny Bronx. Taksówkarze żyć nie dają i sprzedawacy z którymi rozmawiałem potwierdzają, że jest bardzo niebezpiecznie i żeby trzymać się tylko głównych ulic. Pełno policji z karabinami. Najwięcej na małych motocyklach, pasażer z karabinem w ręku!

Pobędę kilka godzin i spadam „do siebie do Panama City”. Te słowa piszę z McD, który tu jest. I niech mi nikt nie mówi, taki McD w tak dzikim miejscu jest jak ostoja, gdzie w znanym środowisku można zebrać myśli i coś zaplanować. Nie trzeba jeść.

Pochodziłem ale bez komfortu. Kupiłem coś chińskiego do picia. Na chybił trafił. W smaku jak płyn do ust Listerine. Bez żartów. Dokładnie. To oznacza, że Listerine ma smak tych owoców co napój. Nie ma tragedii.

Po drodze trafiłem do jednej z wielu knajpek. Z zewnątrz słabo ale za to wewnątrz też słabo. Jedzenie takie jakie lubię, ryż i kiełbaski. Po jedzeniu popiłem Listerine i sprawa higieny załatwiona.

Dwie osoby zaczepiły mnie bardzo elegancko na ulicy pytając czy jestem sam. Mówiąc, że źle robię chodząc tu, że jest bardzo niebezpiecznie i że to kwestia czasu jak zostanę okradziony.

Ok, doszedłem do dworca autobusowego, dowiedziałem się który lokalny autobus jedzie do Panamy City, i teraz w nim siedzę.

Zrobiło się bardzo gorąco. Z nieba leje się żar, jak mawia Jean-Michel Jarre.

Bilet na pociąg kosztował $25 a chicken bus $2.15. Czas przejazdu około dwie godziny.

Jedzie się fajnie, muzyka gra głośno, ludzi przybywa i robi się tłok. I tak dojeżdżamy do miasta. Rozpoznaję swoją okolicę, proszę o zatrzymanie, płacę i wysiadam. Zaraz potem jestem w hotelu i odpoczywam.

Wieczór spędzam w hotelu. O godzinie 23:55 mam autobus do Kostaryki. Odjazd z dworca Albrook. Metro działa do godziny 22 i chcę nim jeszcze pojechać. Ciekawe jak to się uda. Tyle godzin jazdy, granica, jak z przystankami i jedzeniem. Dojazd jutro o 16. Widać, że autobus zmieni się w mój dom na wiele godzin.

Ależ się wyczekałem. Jest 23:30 i siedzę w autobusie. Zaraz ruszamy.

Zobaczymy co przyniesie jutro.