Archiwum kategorii: Ameryka Centralna 2017

Dzień 14 Tegucigalpa, Honduras

Pobudka o godzinie 4 rano, godzinę później już w autobusie. Po czterech godzinach jesteśmy na granicy Nikaragua-Honduras w El Guasaule. Długo się schodzi. Ogromna kolejka, wszystko trwa bardzo długo. Aż dedykują jedno okienko tyko dla naszego autobusu i to nieco przyspiesza procedowanie. To jest pozytyw podróżowania znaną firmą. Na każdej granicy pobierają odciski palców oraz robią zdjęcia, tu też. Między oboma krajami jest unia celna, więc przynajmniej bagaż sprawdzany jest jednokrotnie.

Za oknem niestety tak samo biednie albo i bardziej. Na pewno droga jest bardziej dziurawa. Jedziemy dużo wolniej. Honduras to kraj górzysty. Stolica zwana przez wszystkich „Tegu” leży na wysokości 1 kmnpm. Temperatura jest wspaniała, czyste 20 stopni. Powiem nawet, że chłodnawo gdy zawieje. Rozkoszowałem się tym chłodem, bo to chyba pierwszy oryginalny, naturalny chłód podczas podróży.

Fajny mam hotel, dość blisko zabytków. Nawet śniadanie w cenie. Zobaczymy czy smaczne. Samo miasto jest bardzo duże. Z terminalu autobusowego ulokowanego na obrzeżach jechałem taksówką godzinę! Cena $8. Korki bardzo duże.

Jestem stremowany złą opinią o mieście, więc nie wyciągałem telefonu do zdjęć zbyt często. Ale i ciemno się zaczęło robić, więc wróciłem do hotelu. Muszę się oswoić z miastem. Rano wyjdę i zrobię zdjęcia. A miasto jest malowniczo położone na wzgórzach. W istocie składa się z dwóch bliźniaczych miast: Tegucigalpa i Comayaguela (jak Buda i Peszt). Rozdziela je rzeka Choluteca, która płynie u stóp góry Picacho. Chyba jest przyjemniejsze nieco niż Managua. Może się mylę, jutro potwierdzę lub nie. Na pewno lepsza temperatura do zwiedzania.

Jeszcze ciekawostka związana z couchsurfing, jutro idę na spotkanie podróżników organizowane przez Polaka, który tu obecnie jest, a w sobotę spotykam się z Cristiano i spędzimy trochę czasu – wszystko dzięki CS.

I tak to właśnie było.

Dzień 15 Tegucigalpa

Wstałem wraz ze wschodem słońca i poszedłem zwiedzić okolicę. Jestem blisko wielu punktów turystycznych, Parku Centralnego, Katedry, Iglesia de Los Dolores. Przez dwie godziny właściwie wszystko obszedłem.

Jest spokojnie, miasto jak miasto. Widać dużo patroli policji i wojska z karabinami. Znaczy, że jest to potrzebne. Zdjęcia chyba nieco gorsze, bo chodzę ze starym zapasowym iPhonem na wypadek utraty.

Po południu wyszedłem na kolejne zwiedzanie, połączone ze spotkaniem w kawiarni w City Mall. Tam w kawiarni ma się spotkać kilka osób.

Cztery godziny łażenia po mieście. Byłem wszędzie gdzie mnie oczy poniosły. Co chwilę do góry, za chwilę w dół. Bardzo dużo wzniesień. Przez to fajne widoki. Trudno się tu ludziom mieszka na tych górkach. To są slumsy, dzielnice biedy. Nic złego mnie nie spotkało, normalne biedne miasto.

Powiem nawet, że miasto ma fajny klimat. Na mojej liście jest na drugim miejscu stolic pod względem „fajności”. Pierwsze San Jose, potem Tegucigalpa, następnie Panama i na końcu Managua.

Ostatecznie dotarłem na spotkanie w centrum handlowym. Centrum zupełnie jak u nas. Europejski styl. Posiedzieliśmy w czwórkę przez dwie godziny. Czas uważam za miło spędzony. Organizator Sebastian, podróżuje po Ameryce już trzeci rok. Korzysta głównie z CS. Ma pewną misję, sam pracuje trochę dla organizacji non profit w Meksyku. Tu nie będę rozwijał wątku dalej. Być może w poniedziałek razem wyruszymy do Salwadoru. Kilka jego podpowiedzi było bardzo cennych.

Posiedzieli, pogadali, potem już wsiadłem w busik, posłucham muzyczki i dojechałem na dwudziestą do hotelu.

Ot, i tak to właśnie było.