Archiwum kategorii: Mongolia 2015

Dzień 23 (Ułan-Bator – Karakorum)

627 (427) km, Ułan-Bator – Karakorum

O szóstej pobudka, śniadanie i w drogę. Z rana pogoda ładna. Zatankowaliśmy przy wyjeździe z miasta i jedziemy. Pięknie ale monotonnie. Mijamy burze a niekiedy mokniemy lekko. Garmin beztrosko sugeruje skręcić na rozstaju dróg w prawo i ja tak robię. Przez chwilę miałem wątpliwość ale sprawdziłem, że powinno być ok. Po 100 km okazuje się, że mamy skręcić w lewo, ale nie ma drogi tylko sam step. Potem znowu za 5 km a lewo, znowu nie ma drogi. Cholera!  Pytamy tubylców. Mówią, że można. Ale ja nie wiem jak. Może koniem na owies, ale mechanicznym nie ma najmniejszych szans. Co chwila pada i step jest podmokły, śliski, są kałuże. Nie ma szans tak jechać i to przez góry. Krótko mówiąc trzeba zawracać i jechać tą drogą, z której wcześniej skręciliśmy. Sto w tę, sto wewte. Drogi nadłożyliśmy okrutnie. Za to spotkaliśmy w barze przydrożnym  Nowozelandczyka i Amerykanina. Profesorów języka angielskiego pracujących w Seulu. Miło nam się pogadało i pojechaliśmy dalej. Był jeden odcinek, który dał nam się niemiłosiernie we znaki, najgorsza powtórka z Rosji. Dziury, błoto, samochody. Andrzej się ślizgnął na glinie. Obyło się bez strat. Motory od razu po przyjeździe do Karakorum oddaliśmy do jakiejś myjni. Słabo umyli ale przynajmniej markę można rozpoznać. Dziś już nic nie zwiedzamy, bo kompleks jest zamknięty. Jutro startujemy ze zwiedzaniem a potem dalej da zachód. W sumie już wracamy.

IMG_3958 IMG_3960 IMG_3928 IMG_3940 IMG_3944 IMG_3948 IMG_3952 IMG_3967

Wieczorna wizyta w murach lamajskiego klasztoru Erdenedzuu w Karakorum

IMG_3988 IMG_3993 IMG_3990 IMG_3995 IMG_3996 IMG_3997 IMG_3998 IMG_3999 IMG_4001 IMG_4002 IMG_4003 IMG_4004 IMG_4006 IMG_4008 IMG_401121

 

 


Day 23
627 (427) km, Ulan-Bator – Karakorum

We woke up at 6 a.m. and set off. The weather in the morning was nice. We refueled in the outskirts and went on. The landscape was beautiful but monotonous. We passed storms and sometimes got wet. My Garmin told me to turn right on the crossing and I followed his instructions. I had some doubts for a moment but I checked it. Everything had to be ok. After around 100 km we were supposed to turn left but there was no road, only the steppe. 5 km further no road as well. Damn it! We asked the locals. They told us that we can ride this way. Unfortunately I didn’t know how. This road could be good for a horse but not for a motorcycle. It was raining all the time and the steppe was damp, slippery and full of puddles. We had no chance to ride this way, the landscape was mountainous. We had to go back and return to the road we left before. One hundred kilometers. Terribly far. But in a roadside bar we met a man from New Zealand and an American. They were professors of English language working in Seoul. We had a nice talk and went further. One section of the road was terrible, the worst recollection of Russia. Holes, mud, cars. Andrzej slipped on a clay. Fortunately nothing happened. Immediately after coming to Karakorum we took the motorcycles to a car wash. They didn’t wash them well but we could recognize the marks. Today we won’t visit the complex because it’s already closed. Tomorrow we start with the sightseeing and then go west. In fact we are already going back.

Our night visit to the walls of the lamaist monastery Erdenedzuu in Karakorum.

 

Dzień 24 (Karakorum – Tsakhir)

370 km, Karakorum – Tsakhir (okolice)

To był bardzo ciężki dzień jeśli chodzi o jazdę. Rano w Karakorum zeszło nam aż do godziny 13 z wyruszeniem. Bardzo nie lubię tak późno ruszać, ale chcieliśmy pooglądać sławne miejsce. Pogoda nareszcie przepiękna. Cel wytyczyliśmy sobie na Tosontsengel lub wcześniej Tsakhir. Po dwóch godzinach droga praktycznie znika. A konkretnie mówiąc są prowadzone roboty drogowe na wielokilometrowych odcinkach i droga jest po prostu zamykana. Objazd jest tworzony przez ludzi po stepie. Jeden wielki chaos. I to się ciągnie godzinami. Po deszczu naprawdę trudno jechać stepem. Wiem to coraz dokładniej. To samo dotyczy przebudowy mostków. Zamknięte i trzeba pokonywać rzeczki przez nurt. Zawsze są to jednak małe rzeczki a raczej strumienie. Buty mamy dziś do suszenia.

Po dojechaniu do Tsakhir, dokupiliśmy tylko po 2 litry wody z myślą o spaniu na dziko i pojechaliśmy dalej. Po kilkunastu kilometrach podjechaliśmy do jurt po lewej stronie drogi i w przyjaznych gestach poprosiliśmy o możliwość rozbicia namiotów. Nie było problemów. Oprócz pary dorosłych, jest też czwórka dzieci i one towarzyszyły nam aż do kompletnego rozbicia obozowiska. Zostaliśmy poczęstowani serem z mleka jaka – i ładne i smaczne. Skromne to ich gospodarstwo, ale jest czysto i widać porządek. Internetu nie mają i nasz modem nie łapie tu sieci komórkowej. Będzie więc opóźnienie. Piszę te słowa w ciemnym namiocie otoczony przez jaki, co słyszę bo wydają takie śmieszne basowe bekanie. Są też cztery psy i cała zagroda owiec albo kóz. Rano zobaczę dokładnie.

IMG_4057Andrzej rozbija namiot | Andrzej pitches his tent

IMG_4047 IMG_4061Mój namiot już gotowy. Rozłożenie zajmuje około 15 minut | My tent is ready. The pitching takes 15 minutes

IMG_4065 IMG_4066Tak wygląda biurko i odrabianie lekcji. Surowe warunki | This is how they do the homework and how their desk looks like. Harsh conditions

IMG_4059Odwiedziny sąsiada | The visit of a neighbor

IMG_4080 IMG_4072

Właściciele byli przyjaźni, ale dyskretni. Nie wychodzili do nas i nie zapraszali do wnętrza jurty. Dlatego też nie mamy ich zdjęć | The hosts were friendly but discreet. They didn’t come to us and didn’t invite us to their yurt. This is why we don’t have their photosIMG_4077 IMG_4074 IMG_4070 IMG_4071

IMG_4069Rodzaj sera. Suszy się go w słońcu na dachu jurty. Naprawdę smaczny | This is a kind of cheese. It is dried in the sun on the yurt’s roof. Really delicious

22

 


Day 24
370 km, Karakorum – Tsakhir (vicinity)

It was a very hard day for the ride. We spent the morning (until 1p.m.) in Karakorum and set off. I don’t like leaving so late but we wanted to see this famous place. The weather is beautiful at last. Our goal was Tosontsengel or Tsakhir, located earlier on the road. After two hours the road practically disappeared. Road works were performed along the sections many kilometers long and the road was simply closed. Detours were made by drivers on the steppe. One big mess. It lasted many hours. Our ride on the steppe after the rain was really hard. Now I know it better. The same situation referred to reconstructions of bridges. They were closed and we had to cross the rivers in water. Those were always small rivers, rather streams. We must dry our boots today.

After coming to Tsakhir we bought 2 liters of water because we thought about sleeping in the steppe and went further. After some kilometers we rode to yurts on the left of the road and using friendly gestures we asked about the possibility of pitching our tents. No problem. Except one couple of adults there were 4 children who accompanied us until we made our camp. The people gave us some cheese made from yak milk – looked well and was delicious. Their household is modest but clean and in order. They don’t have the Internet and our modem can’t find the mobile network. I will have a delay. I’m writing these words in a dark tent surrounded by yaks. I can hear them because they burp in a funny, bass way. There are also four dogs and a corral full of sheep or goats. I will check it tomorrow.