Wyruszamy niezbyt wcześnie, po śniadaniu, i od razu wskakujemy na autostradę. Naszym celem jest kemping położony w Hjorring, kilkanaście kilometrów od Hirtshals, skąd rano popłyniemy do Norwegii.
Lecimy ustalonym wcześniej rytmem, nie za szybko, nie za wolno. Motocykli po drodze spotykamy bardzo mało, skuterów nie ma wcale. Wkrótce przekraczamy granicę z Danią, tankujemy paliwo, które jest już sporo droższe, i lecimy dalej. Słońce świeci, korków nie ma, silniki pracują miarowo – pełnia zadowolenia.
Za kilka godzin dojedziemy do miasta Aarhus. Mamy w planie zwiedzić tamtejszy skansen. Nie jest to moje hobby ale z opisu wygląda, że jednak warto. Aarhus to spore miasto. W niedzielę jest opustoszałe. Duńczycy albo siedzą w domach, albo wyjechali.
Dojeżdżamy do skansenu, parkujemy na ulicy nieopodal wejścia, zostawiamy cały dobytek na skuterach, a Joasia zostawia także pod skuterem buty podróżne a na siedzeniu przypina pasem kurtkę. Trochę mi nieswojo, bo gdyby tego zabrakło na tym etapie podróży, to byłby cios.
Natomiast skansen to takie Stare Miasto, które zajmuje całkiem spory teren. Den Gamle By, bo tak się nazywa to miejsce, został założony w 1909 r. jako pierwszy na świecie skansen kultury i historii miejskiej. Pokazuje jak mogło wyglądać miasto duńskie za czasów Hansa Christiana Andersena i później. Obecnie „budowane” są dwa nowe osiedla obrazujące lata 1920 i 1970. Są tam oryginalne domy i urządzenia, przeniesione ze swoich pierwotnych miejsc. Z nich składa się to miasto w miniaturze. Co więcej, tam „żyją” prawdziwi ludzie, którzy wykonują odpowiednie zawody w zależności od scenerii. Są to właściwie aktorzy odgrywający swoje role. Robi to na mnie wrażenie. Warto poświęcić dużo więcej czasu na zwiedzanie, niż my mieliśmy do dyspozycji. Warto posiedzieć dłużej nad lokalną rzeczką, poobserwować młyńskie koło, przejechać się bryczką czy wejść do wiatraka.
Po godzinie opuszczamy skansen, znajdujemy nasz dobytek nietknięty, tankujemy do pełna i obieramy kierunek na sam czubek Danii.
Dwie godziny płynnej jazdy wystarcza aby być w Hjorring na kempingu. Odnajdujemy nasz domek i wprowadzamy się. Obok nas jeszcze 3 domki są zajęte oraz nieliczne namioty, a pozostała część kempingu, mimo iż wizualnie zatłoczona przyczepami i przedsionkami, jest pusta. Taki to jest system. Ludzie utrzymują przyczepy z pełnym osprzętem na kempingach, ale pojawiają się tylko od czasu do czasu. My do wieczora spędzamy czas relaksując się, jedząc smaczną kolację z własnych zapasów, popijając odrobinę czegoś mocniejszego i gadając do zmroku. A warto wspomnieć, że zmrok zapada dużo później niż w naszym kraju. Jasno jest przynajmniej o godzinę dłużej. A im dalej na północ, tym jaśniej.
Archiwum miesiąca: sierpień 2012
Spotkanie w Wildau i dojazd do Lubeki
Jest to dobry punkt zborny dla jadących z różnych miejsc Polski. Dobrze znany Burgmaniakom, bo wykorzystywany w trasach na zloty w Berlinie oraz Marl. Jest tam McD, stacja benzynowa, myjnia oraz kilka sklepów a także wielkie centrum A10.
Spotkaliśmy się wczesnym popołudniem i po kilkunastu minutach wspólnie jechaliśmy w kierunku Lubeki. O ile w Polsce skuter jadący 130 km/h głównie wyprzeda inne samochody, o tyle na Zachodzie jest odwrotnie. Jechaliśmy własnym tempem w taki sposób, aby połączyć ekonomię z wydajnością, czyli 5-6 tyś obr/min, co odpowiada licznikowym 130-140 km/h. Byliśmy umiarkowanie mocno obciążeni, Joasia miała dwie bardzo ciężkie torby z prowiantem a xmarcinx duże sakwy boczne. Od następnego dnia rozłożyliśmy obciążenie bardziej sprawiedliwie, od tego jednak wagi u mnie nie ubyło. Dodam, że nie byłem już w stanie w klasyczny sposób postawić motocykla na centralce, co standardowo robię przed tankowaniem i musiałem się pogodzić z nóżką boczną.
Droga prowadzi autostradami, mało się dzieje, widoki są słabe, połykamy kilometry, zatrzymujemy się na tankowanie co około 250 km. Przekąsimy coś przy okazji, umyjemy szybę i jedziemy dalej. Około 16 jesteśmy w hotelu w Lubece. Schludny i ładny budynek porośnięty częściowo winoroślą, wpisujący się w lokalne otoczenie niewysokich domków. Do wieczora zwiedzamy centrum miasta, zjadamy w restauracji kolację i odczuwając już znaczne zmęczenie podróżą wracamy do hotelu, szczególnie, że jutro musimy przejechać całą Danię.