Archiwum miesiąca: listopad 2017

Dzień 6 Kostaryka

Od północy do godziny siódmej rano jechaliśmy w ciemności i w deszczu. Spałem na ile mogłem. Potem granica Panama – Kostaryka, przejście Paso Canoas. Ze dwie godziny, wszystko w normalnej atmosferze. Bagaż sprawdzano po obu stronach, lecz bardzo pobieżnie. O dziewiątej znowu w drodze. Acha, przestawiamy zegarki o godzinę do tyłu. A więc, o ósmej znowu w drodze.

Po drodze autokar jest sprawdzany przez policję antynarkotykową.

Potem zatrzymujemy się na pół godziny na obiad. Każdy kupuje to na co ma ochotę. Podróż jest długa ale warunki są dobre. Siedzę sam a fotele są naprawdę wygodne i rozkładane.

Nie ma w tym dniu ciekawych wydarzeń.

Do San Jose dojeżdżamy około 14. Mój hostel jest kwadrans piechotą od dworca. Dziwny jest. Możecie znaleźć zdjęcia, nazywa się Transilvania Hostel. Bardzo rodzinna atmosfera. Pani domu prowadzi również kuchnię więc skorzystałem i zamówiłem sznycla.

Potem ciężki z przejedzenia ruszyłem na rekonesans miasta. Zmęczenie pozwoliło tylko na dwie godziny. Tłok, korki ogromne. Miasto ma pagórkowate położenie. Raz z górki raz pod górkę. Ale nie ma problemu bo temperatura to komfortowe 24st. Widziałem kobiety w botkach. A na wystawach choinki i ozdoby. Okropnie to do siebie nie pasuje z tą pogodą.

Jutro zrobię więcej zdjęć.

Dzień 5 Colón

Miasto Colon (Cristobal Colón, Krzysztof Kolumb) leży 80 km na północ od miasta Panama. Można dojechać autostradą lub koleją. Pociąg kursuje dwa raz dziennie 7:15 i powrót około 15. Podróż trwa godzinę. Pojechałem koleją. Unikatowa sprawa. Jednego dnia być nad Oceanem Spokojnym i Oceanem Atlantyckim, Pacyfikiem i Atlantykiem.

Podróż jest genialna. Pociąg jest przystosowany do oglądania przyrody. Całą podróż stałem na platformie i podziwiałem widoki. Jeszcze nie było zbyt gorąco.

Nie mam tu zbyt ambitnych planów. Jest tu kilka turystycznych miejsc, ale nie ciągnie mnie. Jest tu na przykład największa śluza Gatun. Co ciekawe, przeczytałem że w tym mieście dzieje się akcja noweli Sienkiewicza, Latarnik.

Jednak muszę powiedzieć, że miasto jest straszne. Naprawdę wygląda niebezpiecznie. Istny Bronx. Taksówkarze żyć nie dają i sprzedawacy z którymi rozmawiałem potwierdzają, że jest bardzo niebezpiecznie i żeby trzymać się tylko głównych ulic. Pełno policji z karabinami. Najwięcej na małych motocyklach, pasażer z karabinem w ręku!

Pobędę kilka godzin i spadam „do siebie do Panama City”. Te słowa piszę z McD, który tu jest. I niech mi nikt nie mówi, taki McD w tak dzikim miejscu jest jak ostoja, gdzie w znanym środowisku można zebrać myśli i coś zaplanować. Nie trzeba jeść.

Pochodziłem ale bez komfortu. Kupiłem coś chińskiego do picia. Na chybił trafił. W smaku jak płyn do ust Listerine. Bez żartów. Dokładnie. To oznacza, że Listerine ma smak tych owoców co napój. Nie ma tragedii.

Po drodze trafiłem do jednej z wielu knajpek. Z zewnątrz słabo ale za to wewnątrz też słabo. Jedzenie takie jakie lubię, ryż i kiełbaski. Po jedzeniu popiłem Listerine i sprawa higieny załatwiona.

Dwie osoby zaczepiły mnie bardzo elegancko na ulicy pytając czy jestem sam. Mówiąc, że źle robię chodząc tu, że jest bardzo niebezpiecznie i że to kwestia czasu jak zostanę okradziony.

Ok, doszedłem do dworca autobusowego, dowiedziałem się który lokalny autobus jedzie do Panamy City, i teraz w nim siedzę.

Zrobiło się bardzo gorąco. Z nieba leje się żar, jak mawia Jean-Michel Jarre.

Bilet na pociąg kosztował $25 a chicken bus $2.15. Czas przejazdu około dwie godziny.

Jedzie się fajnie, muzyka gra głośno, ludzi przybywa i robi się tłok. I tak dojeżdżamy do miasta. Rozpoznaję swoją okolicę, proszę o zatrzymanie, płacę i wysiadam. Zaraz potem jestem w hotelu i odpoczywam.

Wieczór spędzam w hotelu. O godzinie 23:55 mam autobus do Kostaryki. Odjazd z dworca Albrook. Metro działa do godziny 22 i chcę nim jeszcze pojechać. Ciekawe jak to się uda. Tyle godzin jazdy, granica, jak z przystankami i jedzeniem. Dojazd jutro o 16. Widać, że autobus zmieni się w mój dom na wiele godzin.

Ależ się wyczekałem. Jest 23:30 i siedzę w autobusie. Zaraz ruszamy.

Zobaczymy co przyniesie jutro.