Archiwum miesiąca: listopad 2019

Dzień 2 Buenos Aires

Ofiary jet lagu

Godzina 4 rano czasu lokalnego a my już obudzeni. Z praktyki wiem, że jakieś cztery dni zajmuje mi dostosowanie się do nowej strefy czasowej.

Wczoraj wieczorem zrobiliśmy zakupy, więc mamy kawę, mleko, i wszystko inne co potrzebne, nawet bułeczki i dżem.

Dopiero przed południem udaje się nam wyjść z hotelu. Nie ukrywam że jeszcze potem pospaliśmy a czas sobie leciał.

Jako stary kociarz mam oko wyczulone na te zwierzęta. A tutaj nie widziałem kota od przyjazdu. Jest sporo zadbanych psów prowadzonych na smyczy i widać, że cieszą się szacunkiem. A kotów brak. A warunki dla nich są przecież bardzo dobre. Gęsta zabudowa, płaskie zagospodarowane dachy są jak stworzone dla kotów.

Mam nadzieję, że koty są tu w ogóle znane! Trochę sobie żartuję, ale pamiętam z podróży w Mongolii, gdy nocowaliśmy na stepie koło mongolskiej rodziny i tam rozmawiałem z dziewczynką, która tam mieszkała i ona nie znała i nigdy nie widziała ani kury ani kota.

Dziś deszczowy dzień według prognozy i faktycznie pada. Nie jest to jednak taki deszcz aby nie wyjść na miasto.

Pożyczamy parasol i ruszamy. Idziemy do siedziby prezydenta Casa Rosada na Plaza de Mayo.

Następnie wchodzimy do Catedral Metropolitana de Buenos Aires.

Pijemy kawę w Cafe Martinez

Idziemy deptakiem Florida do Plaza San Martin. Odpoczywamy i podziwiamy fioletowe kwiaty na drzewach. Te drzewa rosną wszędzie w mieście a kwiaty zasypują chodniki. Te drzewa to Jakaranda mimozolistna

Stamtąd idziemy na cmentarz Cementario Recoleta. Przepiękna nekropolia. Nie można być w Buenos i nie odwiedzić tego miejsca.

Najbardziej znaną osobą tu spoczywającą jest Evita Peron. Żona prezydenta Argentyny Juana Perona. Działaczka społeczna i polityczna.

Wracamy na kolację w nasze okolice San Telmo. Zamawiamy sałatkę oraz danie mięsne a do tego butelkę wina z regionu Mendoza przy granicy z Chile.

Widzimy też kilka kotów, co mnie uspokaja.

Dzień 1 Warszawa-Rzym-Buenos Aires

Rzym

W Rzymie mieliśmy do dyspozycji cztery godziny na samo zwiedzanie. Cała przesiadka liczyła siedem godzin.

Byliśmy bardzo zadowoleni, że możemy pochodzić po mieście a do tego pogoda była bardzo sprzyjająca.

Oczywiście tylko same hity można odwiedzić. Zatem zaczęliśmy od dworca Termini, gdzie wysiedliśmy z autobusu. Przeszliśmy do Koloseum a następnie do Forum Romanum.

Krótkie spojrzenie na wilczycę karmiąca Remusa i Romulusa, na Kapitolu.

Fontanna Ditrevi i spacer do Watykanu.

A stamtąd już metrem ze stacji Ottaviano ponownie na Termini i powrót na lotnisko Fiumicino.

Na lotnisku odebraliśmy nasze dwa bagaże, płacąc €20 i spokojnie przeszliśmy całą odprawę.

Do samolotu wszedłem już przebrany za typowego turystę, czyli w szortach i z dmuchaną poduszką rogalem, przydatną na długim piętnastogodzinnym locie.

Lot

Lot nie należał do najbardziej komfortowych. Samolot Boeing 777 był już nadgryziony zębem czasu ale także był wypełniony na 100%. A to przez zbliżający się strajk, który i nas przecież dotknął i kazał wyruszyć dwa dni wcześniej.

Za to obsługa bardzo dobrze sobie ze wszystkim radziła a picia i jedzenia nie zabrakło.

Na to wszystko nakłada się jeszcze to, że nie siedzieliśmy z Anią obok siebie i że nasze miejsca były „środkowe”. To najgorsza pozycja, bo trudno wyjść gdy sąsiad zasnął i nie reaguje na subtelne znaki.

Akurat ja tak trafiłem, że moje dwie sąsiadki były Rosjankami. Czysty przypadek bo nie leciały razem. Jedna mieszka w Buenos i wracała z Moskwy od rodziny do domu do męża. Druga natomiast dołączała do grupy gdzie z Buenos startowali do Patagonii i do Ushuaia. Odświeżyłem swój rosyjski.

Buenos Aires

Po wylądowaniu, na lotnisku w pierwszej chwili odniosłem bardzo dobre wrażenie. Przestronnie, widno, logicznie i mało ludzi.

Mało ludzi było dlatego, że wszyscy stali w mega kolejce do odprawy paszportowej.

Było wifi, bo gdyby nie to, to półtorej godziny oczekiwania byłoby wiecznością.

Po odprawie jeszcze kilka wyzwań. Wymiana dolarów na Peso i kupno karty miejskiej. Też w sumie godzinka zeszła na to.

Następnie oczekiwanie na autobus komunikacji miejskiej i aż półtorej godziny jazdy do centrum. Autobus jechał przez całą okolicę Buenos Aires i miał mnóstwo przystanków. No ale warto było nim jechać, bo sporo zobaczyliśmy, a to by „uciekło” jadąc najszybszą trasą

Na te dwa dodatkowe dni nie chciałem brać standardowego hotelu. Wpadł mi w oko taki domek stanowiący nadbudówkę innego budynku, w samym centrum miasta. Trzecie piętro i do tego mały tarasik. Oczywiście łazienka i mała kuchnia wewnątrz. Wynająłem i widzę, że chyba warto było. Zobaczymy jak w nocy.

Póki co zmorzył nas sen, bo ostania normalna noc to była dwa dni temu. Od tego czasu prawie nie spaliśmy.

Wieczór

Wyszliśmy coś zjeść. Nieopodal jest targ. Tam chwilę pochodziliśmy i wybraliśmy miejsce gdzie zjemy.

Mercado San Telmo

Mięso z grilla z cebulą i żółtym serem. Robione na naszych oczach. Pyszne. Do tego piwo. Łagodne i smaczne

Po drodze jeszcze trafiliśmy na targ uliczny. Nie gustuję, ale z chęcią zobaczyłem co tam mają na straganach.

Na sam koniec dnia poszliśmy do doków. Nowa architektura. Czysto, nowocześnie i bardzo europejsko.