Dzień zaczęliśmy od zwiedzania Imperial City. Takie zakazane miasto. Teren ogrodzony fosą z kilkoma bramami. Mam mieszane uczucia. Z jednej strony ładne i zadbane a z drugiej jakby czegoś brakowało. W każdym razie wizyta wartościowa. Ogrom wietnamskiej historii miał miejsce w tych murach. Aż Ho Chi Minh przeniósł stolicę do Hanoi i Hue straciło na znaczeniu.
Zwiedzanie zajęło nam dwie godziny. Wracaliśmy spacerkiem do hotelu gdy rozpadał się deszcz. Deszcz zamienił się w ulewę. Siedzieliśmy pod daszkiem w ogrodzie i popijając kawę planowaliśmy kolejne dni. Deszcz trwał godzinę.
Wyruszyliśmy w drogę do Da Nang i na pobliskim skrzyżowaniu mój motor zgasł i nie chciał odpalić. Zdarzało się to już kilka razy ale ustępowało. Tym razem kaput. Znamy się na silnikach, ale bez narzędzi i zaplecza jest się bezradnym. Miałem kontakt z serwisem w Da Nang. Udzielił kilku porad, ale były one trywialne i nieskuteczne. Staliśmy w centrum miasta w parku dumając i planując i co jakiś czas próbując odpalić. I nagle odpalił. Modlitwy wysłuchane.
Dalsza droga zajęła nam nieco ponad dwie godziny. Silnik chodził słabiej i musiałem go trzymać na obrotach. Kilka razy zgasł ale odpalił. W sumie bez problemów dojechaliśmy do przedmieścia Da Nang. Przed miastem wjeżdża się w Góry Marmurowe. Samochody mogą przejechać przez tunel ale motocykle są kierowane na krętą drogę przez przełęcz. To dobrze.
Odcinek jest kręty. Wjeżdża się w nisko zawieszone chmury a droga robi się mokra. Zakrętów jest sporo ale dobrze wyprofilowane i jedzie się bezpieczne. Pełno skuterów po drodze. Przez mgłę nie widzieliśmy widoków w dół ale w pogodny dzień można podziwiać widok na morze i panoramę miasta.
W serwisie już czekał na mnie nowy motocykl. Przejechałem się nim testowo po okolicy i dałem ok. Andrzej się przejechał i mówi, że nie ok, że hamulce słabe w porównaniu do tego którym on jedzie. Więc kolejny egzemplarz zaproponowano i ten już ok.
Jutro odbieramy gotowe motocykle a ten wieczór spędzamy w pobliskim hotelu i w okolicznych restauracjach.