Samoczynna pobudka o 2 w nocy. Człowiek w miarę wypoczęty i spać już się nie chce. Trudno się dziwić, w Polsce to godzina 14.
To minie za kilka dni, ale na razie jest i trzeba to wykorzystać. Ja lubię wyjść na miasto o wschodzie słońca. Jest pusto, ciepłe światło i można fajne zdjęcia porobić.
Poszliśmy na plażę. Waikiki, znana nazwa. Plaża posiada przemiły, delikatny piasek. Rozkosz dla stóp. Woda ciepła na tyle, że można od razu wchodzić. Już o poranku surferzy są na falach. Sporo osób się kąpie. Wraz ze słońcem woda nabiera turkusowego koloru. Aż chce się wejść.
Resztę dnia spędziliśmy na spacerowaniu po plaży, sklepach i restauracjach. Oto zdjęcia.
Kilka naprawdę niezbędnych rzeczy kupiliśmy.
Wypożyczyliśmy pięknego Harley-Davidson’a. Ale za dwa dni go weźmiemy i będziemy jeździć po całej wyspie. Doczekać się nie mogę.
Owocem – symbolem wyspy jest ananas. Kupiliśmy na wieczór ananasowe wino. Słodkie, moc normalna. Musi być schłodzone żeby smakować. Można sączyć na tarasie.