Kto by nie chciał pojeździć po wyspie Oahu nowiutkim Harleyem. Nie ma takich. Każdy by chciał.
Wyspę da się objechać w jeden dzień ale ja chciałem pojeździć i nocą i za dnia. Dlatego dwa dni to idealna opcja.
Wolność którą daje motocykl jest jedną z kilku miłości mojego życia.
Pojechaliśmy odwiedzić tablicę upamiętniającą Hawajskiego muzyka – Israel Kamakawiwoʻole.
Każdy zna jego piosenki. Zwłaszcza tę jedną. Ale proponuję posłuchać więcej piosenek. Głos nieprzeciętny.
Słabość do odwiedzania cmentarzy nie słabnie. Oto kilka zdjęć z hawajskiego. Wjeżdża się samochodem pod sam grób.
Następnie już od tej pory sam, pojechałem zrobić zdjęcie popiersiu Israela w zachodniej części wyspy.
Zupełnie już po ciemku objechałem środkową i wschodnią część wyspy, z czego już nie ma prawie zdjęć.
Do hotelu wróciłem zmęczony i szczęśliwy. Ręce miałem tak zmęczone i palce tak spuchnięte, że nic nie mogłem napisać na tym blogu.
Rano następnego dnia znowu na Harleya i już za dnia tę część wyspy, którą jechałem w nocy.
Droga prowadzi nad samym oceanem. Jest pięknie.
Przejechałem około pięćset kilometrów i to były piękne dni.
W centralnej części wyspy można zwiedzić plantację ananasów Dole. Marka znana w Polsce.
Ja już nie miałem czasu. Zjadłem tylko pokaźnego loda z ananasem. W Stanach wszystko jest większe i słodsze niż w Europie.