Po dwóch dniach dobra prognoza w Stelvio i Bormio.
Na kempingu oczywiście pompa całą noc. Co za przekleństwo.
Pakujemy obozowisko w deszczu. Wszystko mokre i spuchnięte. Ale nie ważne, wysuszymy.
Jemy dobre śniadanie z własnych zapasów i ruszamy.
Passo Stelvio, tak będę nazywał także drogę (drogi), to piękna, długa, ultra krętą droga, pełna „agrafek”. Bardzo niebezpieczna przez to, że jest tam tłok. Robią się wręcz korki. My wjeżdżaliśmy od strony Szwajcarskiej czyli Santa Maria Val Mustair i zjechaliśmy w stronę Gomagoi.
To nam zajęło kilka godzin. Na samej przełęczy Stelvio zrobiliśmy długą przerwę, kupiliśmy zachwalane kiełbaski w bułce z kapustką i cebulą (bardzo smaczne) i pojechaliśmy w dół.
Potem już jechaliśmy szybką drogą na Bolzano. Ostatecznie zatrzymaliśmy się na noc na małym rodzinnym kempingu już o godzinie 17. To świetny ruch. Wysuszyliśmy wszystko, wypraliśmy. Jutro też ciekawa trasa ale dość krótka – i o to chodzi – taka akurat dla starszych ludzi.