Dzień 7

Wczoraj wieczorem zaczęło padać i lało całą noc. Rano po śniadaniu ruszamy z powrotem do miasta Cao Bang, ale już inną drogą niż przyjechaliśmy. Robimy pętlę.

Nocna burza dała się we znaki. Obalone drzewa, zerwane przewody. Jechaliśmy ostrożnie bo droga kręta.

Smarowanie łańcucha w przydrożnym warsztacie

W połowie dnia byliśmy już w mieście. Wzięliśmy wygodny hotel. Łaziliśmy kilka godzin po mieście. Upał jest taki, że człowiek długo nie wytrzyma na spacerze.

Jutro przed nami piękna i długa trasa.

Dzień 6

Dzień odpoczynku. Śniadanie i najpyszniejsza wersja kawy wietnamskiej.

Wersja ze skondensowanym mlekiem. Moja ulubiona.
Kawa czarna

Potem zwiedzanie pobliskiej jaskini. Warto ale nie tak ładna jak jaskinia Paradise z zeszłego roku. W jaskini jest okrutna wilgoć i jest chłodno. Na zewnątrz jest wilgoć i upał.

Zupa pho przy głównej drodze. Bardzo smaczna tym razem. Ja nie jestem jej smakoszem, bo nie lubię zbytnio tego białego makaronu ryżowego.

Pod wieczór pojeździliśmy po okolicy. Granica Wielkiego Brata kilka metrów od nas. Piękne tereny, ludzie biedni, domy ubogie, przyroda potężna. Gdyby zbrakło człowieka, to za niewiele czasu śladu po nas tu nie ma.

Pod koniec dnia kupujemy wino ryżowe w pobliskim sklepie.