Archiwum kategorii: Gruzja 2016

Dzień 1. Kutaisi

Samolot wystartował kilka minut przed północą. Lot męczący, jak to w tanich liniach.
Po dotarciu do hotelu i rozgoszczeniu w pokoju poszliśmy spać. Była godzina czwarta czasu polskiego.

Spaliśmy jak zabici. Raz, że zmęczeni a dwa, że panowała cisza a powietrze było górskie.

Do miasta mamy kilometr. Hostel jest położony na stoku, więc schodzi się łatwo ale wchodzi z trudem.

Miasto ma klimat. Centrum odnowione ale reszta słaba a często widać całe ulice w ruinie. Ale z tej słabości wynika ten klimat. To co oczywiste to sympatyczni ludzie. Cerę mają śniadą i to w pierwszej chwili może nie zachęcać, ale to tylko pozory.



Na lotnisku. Trochę Janusz.

Nasz hostel

 

Dwa okna na dole to nasz pokój.

Restauracja nad rzeką Rioni


Fontanna w centrum


Dzień 2. Mestia

Dziś wycieczka przez Zugdidi do Mestia na północy kraju. Pogoda nie najlepsza, ciężkie chmury i deszcz wisi w powietrzu, ale jeszcze nie pada.
Wynajęliśmy kierowcę przewodnika. Można taniej samemu ale jak pogoda się załamie to będzie krucho, a mając zaplecze samochodowe i tylko jeden dzień na taki wypad – wybór jest prosty. Jedziemy wygodnie mercedesem ML i podziwiamy kraj. Pomimo że samochód ma ponad milion kilometrów przebiegu robi wrażenie komfort jazdy. Gruziński styl jazdy trzeba nazwać nonszalanckim. Obserwując ten styl wymyśliłem „starą prawdę” która brzmi: jeśli czasem myślisz, że twoja praca niczemu nie służy, wtedy pomyśl o linii ciągłej na drodze w Gruzji. Same drogi nie są złe, można tu jeździć zwykłym motocyklem, enduro nie jest konieczne.

W Zugdidi zrobiliśmy pierwszy postój. To nieco ponad godzina z Kutaisi. Obejrzeliśmy tamtejszy zamek i ogród (słabe) i zjedliśmy pyszne śniadanie.

Potem około trzy godziny jazdy do Mestii. Droga robi się typowo górska. Asfaltowa lecz bardzo kręta. Mogą wystąpić nudności. Pogoda popsuła się, zaczyna padać. To bardzo niedobrze. Chmury nisko, nie widać szczytów. Szczyt Usza tylko przez chwilę widoczny, cały w śniegu. Na drodze dużo krów, trzeba uważać. W niższych partiach i krowy i świnie łażą po ulicy i czują się uprzywilejowane.

Po przyjeździe do Mestii deszcz pada na całego. Rezygnujemy z kolejki linowej, która jest tu atrakcją i jedziemy do muzeum. Warto, polecam. Pół godziny ciekawego zwiedzania.

Lądujemy w restauracji. Jacek ma szybki Internet a ja z naszym kierowcą odpoczywamy w fotelach. Zamawiamy kupdari czyli pękate placki nadziewane mięsem. Bardzo smaczne. Do tego ja zamawiam litr domowego wina. Wypijam duży kieliszek a resztę przelewamy do butelki, będzie na wieczór.

Deszcz niszczy plany. Widoki słabe, spacerować się nie chce. Spędzamy jeszcze pół godziny i ostatecznie zaczynamy podróż powrotną.

Konkluzja: do Mestii tylko w ładną pogodę, jeżeli na jeden dzień.

Chaczapuri po adżarsku – czyli ciasto z serem (słonawy, biały) i jajkiem. Siła polega na tym, że jest to świeżutkie i gorące. Bardzo syte danie. Jedno wystarczy na cały posiłek.

Chinkali – pierożki z rosołkiem i mięsem. Rosołek powstaje z mięsa. Bardzo smaczne, ale wszystko zależy od farszu. 3 do 6 pierożków robią danie dla jednej osoby. Należy zjadać w ten sposób, że odgryza się kawałek i wypija rosołek, resztę zjada się (najczęściej) jedząc rękami.

Tama Inguri – ekstra rzecz. Niestety mieliśmy mało czasu.

Kupdari – kolejny przysmak. Mój faworyt. W gorącym placku zamknięte jest siekane mięso. Bardzo ciekawie doprawione. Byłem głodny a nie dałem rady zjeść wszystkiego. Zostało na kolację. Do tego litr wina domowej roboty. Jak tu nie poprosić o azyl w Gruzji.

Pop – „zaśnięty nie zmieszany”.