Archiwum kategorii: Z Buenos do Rio 2019

Dzień 14 Rio de Janeiro

Dziś w planie tylko dwie rzeczy.

Odwiedziny pod pomnikiem Chrystusa Odkupiciela – ikony Rio, oraz kilka godzin na plaży Copacabana.

Wycieczka pod pomnik nie jest ani krótka ani łatwa. Klasyczna droga aby się dostać na górę to kolejka elektryczna (zębata). Bilety w kasie można kupić tylko na dany dzień. Pociągi jeżdżą trzy razy na godzinę. Nie ma szans aby przyjechać i kupić bilety na „teraz”. Gdy przyjechaliśmy około jedenastej to bilety były na siedemnastą. Pozostaje Internet. Wczoraj był deszcz i słaba widoczność, więc kilka dni temu zamówiliśmy na dziś, czyli na sobotę. Koszt około 80 zł za osobę. Wagonik dowozi pasażerów na samą górę. Jedzie się niecałe pół godziny. Głównie w lesie, aż nagle pojawiają się widoki iście genialne. Ostatecznie dojeżdżamy na szczyt i pozostaje kilka pięter do pokonania schodami lub windą.

Miejsce z jeden strony jest ultra turystyczne ale z drugiej strony to jest tak sławny punkt na globusie, że widząc tę figurę Jezusa z kilku metrów, mogąc jej dotknąć a nawet wejść do środka, do małej kapliczki z tyłu, to musi robić i na mnie robi całkiem duże wrażenie.

Pół godziny wystarcza. Jest to czas wypełniony robieniem zdjęć i szukaniem odrobiny przestrzeni aby to zdjęcie wyszło. Jeden wielki tłum.

Widać całe miasto, Ipanemę, Copacabanę, Maracanę, wspaniałe widoki. Nad głowami latają śmigłowce, latają też lotnie, coś niezwykłego.

Wracamy kolejką na dół. Jesteśmy bardzo zadowoleni ale też umęczeni po czterech godzinach w sumie.

Autobus dowozi nas na plażę. Wynajmujemy leżaki i parasol i znajdujemy sobie miejsce na brzegu. Czuję się jak ptak na ptasiej wyspie, jeden z miliona. Od razu idę pobiegać a potem wracam i wchodzę do wody. Ciepła, nie za słona, orzeźwiająca, lepsza niż prysznic. A potem już tylko leżymy. Trochę w słońcu, trochę w cieniu. Pijemy piwko i obserwujemy ocean. Jest to piękna plaża, szeroka, czysta z przyjemnym białym piaskiem.

Dzień 15 Rio de Janeiro

Mieliśmy w planie dwie rzeczy na dziś ale zrobiliśmy tylko pierwszą.

Zaczęliśmy i tak dość późno i około południa pojawiliśmy się pod stadionem Maracanã. Jest to jeden z najbardziej znanych stadionów piłkarskich świata.

Obeszliśmy dookoła i odnieśliśmy wrażenie, że chyba będzie mecz. Raz że było sporo policji, dwa że w okolicy byli kibice w klubowych koszulkach, trzy że barierki były ustawione. No ale ludzi było na tyle mało, że przypuszczaliśmy że może wieczorem coś się wydarzy. Pochodziliśmy jednak jeszcze trochę a tu zrobił się prawie tłum w jednej z bocznych uliczek a strumienie napływających ludzi stały się szersze.

Zostaliśmy zaczepieni przez sprzedawcę biletów zwanego „konikiem”, który wyjaśnił, że o 16:00 będzie mecz lokalnej drużyny Vasco z drużyną gości Chapecoense. Zaproponował 600 zł za dwa bilety. Nominalna cena jednego biletu to 100 zł. Stanęło po 150 zł za bilet i po znalezieniu bankomatu dobiliśmy transakcji.

W tym czasie okolica już została sparaliżowana przez kibiców. Nasz plan z dalszym zwiedzaniem i tak by nie wypalił, bo autobusy przestały jeździć. Zatem mieliśmy niecałe trzy godziny do rozpoczęcia meczu. Z czego półtorej godziny chodziliśmy i wczuwaliśmy się w atmosferę a kolejne już siedzieliśmy w słońcu na stadionie. Bilety były na bardzo dobrą strefę ale w ramach niej już nienumerowane.

Mecz był dość ciekawy, ale jeszcze ciekawsza była atmosfera. Śpiewy, fale, okrzyki, wszystko w pokojowej atmosferze fiesty. Pomiędzy rzędami ciągle chodziło sprzedawcy piwa i chrupków.