Archiwum kategorii: Mongolia 2015

Dzień 41 (Biszkek – Jalalabad)

608 km, Biszkek – Jalalabad

To była najpiękniejsza droga górska jaką jechałem w życiu. Ale po kolei.

Już przed siódmą byliśmy w drodze. Na śniadanie kawa, snickers i melon. Brzmi mało poważnie ale jest to i smaczne i na trochę starcza. Z Biszkeku trzeba wyjechać 40 km na zachód i dopiero na wysokości miasta Karabałta skręca się na południe. Tam zaczyna się droga M41. Po kilkunastu kilometrach są bramki i trzeba zapłacić 5$ za motocykl. Podobno jest to opłata za 4 tunele. To wszystko na wysokości 800 mnpm. Potem zaczyna się jazda przez góry. Piękny asfalt, serpentyny, mostki. Cudowna droga. Jeśli nie najpiękniejsza, to na pewno w pierwszej trójce. Góry są ogromne, jedzie się właściwie wąwozem rzeki Karabałta, co chwilę zmieniając brzegi. Skały są na wyciągnięcie ręki. Te góry są inne niż polskie czy europejskie i to sprawia, że te góry są niesamowite. Nie umiem sprecyzować, ale od razu widać że to jest poza Europą.

Dość szybko wjeżdżamy na 3000 mnpm potem jeszcze ze 200 i dojeżdżamy do tunelu. Wąski i przejazd powinien odbywać się wahadłowo, jest nawet czerwone światło. Ale tylko my się zatrzymaliśmy, reszta „wali” na czerwonym. To my też. Tunel jest wąski i zadymiony. Oczywiście nic się nie stało i wszyscy przejechali. Po drugiej stronie tunelu następuje zjazd z tego pasma gór. Też około godziny się jedzie, aż dojeżdża się do ponad stu kilometrowej równiny. Jesteśmy na 2000 mnpm. Widać co nas czeka i po godzinie wbijamy się w kolejne pasmo górskie. Powtórka. Jest przepięknie, inaczej. Jest zimno a przed chwilą był ukrop. Wjeżdżamy na chyba 3400 mnpm. Potem Jedziemy wzdłuż rzeki Naryn. Przepiękna turkusowa rzeka. Jedzie się wzdłuż niej setki kilometrów. Raz po lewej raz po prawej. Wcześniej robimy postój. Obiad w przydrożnym zajeździe jakich wiele. Zamiast krzeseł są leżanki. Trudno tak jeść ale potem można legalnie się położyć. Menu skromne. Baranina smażona i placek. Mnie to bardzo smakuje. Jest tłuste i jest dużo mięsa. Do tego czajnik z czarną herbatą i cukier. Oczywiście zamiast kubków są czarki. W mieście Ugut rzeka Naryn ma tamę. Potem jest już dużo słabiej. Zaczynają się miasteczka i do samego Jalalabad droga jest męcząca i ruchliwa. Miasto nie powala. Hotel swoje czasy świetności miał dawno temu. Jest jeszcze w nim instytucja pani „etażnej”, pierwszy raz widzę taką panią w hotelu. Zarządza piętrem. Idziemy na miasto zjeść. Nie ma restauracji, coś dziwnego. W końcu coś znajdujemy i kolacja jest pyszna. A już miałem wątpliwości czy coś zjemy. Do tego po dwa browary, lodowate. Jeszcze szybkie zakupy i spać, bo jutro kolejny dzień.

IMG_4585 IMG_4586 IMG_4589 IMG_4590 IMG_4591 IMG_4592 IMG_4593 IMG_4594 IMG_4595 IMG_4596 IMG_4597 IMG_4598 IMG_4599 IMG_4600 IMG_4601 IMG_4602 IMG_4607 IMG_4608 IMG_4611 IMG_4622 IMG_4623 IMG_4625 IMG_4629 IMG_4661

32

 

 


Day 41
608km, Bishkek – Jalalabad

It was the most beautiful mountain road I’ve ever went through. But everything in its correct order.

We’d already been on the route before 7a.m. A cup of coffee, a Snickers and a melon for our breakfast. It doesn’t sound serious but it’s tasty and gives us power for some time. We had to ride 40km west of Bishkek and in Karabalta turned south. The Road M41 starts in this city. After some kilometers we spotted gates and had to pay 5$ per one motorcycle. Apparently it’s a fare for 4 tunnels. Everything 800m above sea level. Then starts the ride in the mountains. The asphalt was great, hairpin bends, bridges. A wonderful road. It’s in my top three, if not the most beautiful road. The mountains are huge, the road led us through the Karablta river valley and regularly changed its banks. You could reach rocks with your hand. These ranges are different from Polish or European mountains and it makes them amazing. I can’t define this feeling but you can immediately see that it’s outside Europe.

We reached 3000m above sea level quite fast, then about 200m and entered the tunnel. It was narrow and the traffic inside should be alternating. There was even a red light. But only we stopped, everyone went on the red. So we did the same thing. The tunnel is narrow and filled with smoke. Of course nothing happened and everybody passed. At the other side of the tunnel we started to ride downhill. After one hour we entered a 100-kilometre plain. This was an altitude of 2000m above sea level. We could see the next mountain range in front of us and after one hour got into it. A repeat. It’s beautiful but different. It was cold but a minute ago we rode in the heat. We reached approximately 3400m. Then rode along the Naryn river for hundreds of kilometers, often changing the banks. It’s beautiful and turquoise. Before the river we made a stop for the dinner in one of many roadside inns. They had couches instead of chairs. We had problems with eating in this position but could lie freely afterwards. The menu was modest. A piece of fried mutton and a pie. I like this food. It’s fatty and full of meat. A teapot with black tea and sugar in addition. Of course they had bowls instead of mugs. The Narin river has a dam in Ugut. Then the views were less spectacular. Towns started to appear and the road to Jalalabad was tiring and busy. The city isn’t breathtaking. The golden years of our hotel are long gone. They still have a post of “etazhna”, I see such a lady for the first time. She manages a particular floor. We went outside to eat something. No restaurants, it’s strange. Finally we found something and the supper is delicious. I started to have doubts concerning our meal here. Two ice-cold beers in addition. A fast shopping and we go to sleep because tomorrow have another hard day.

Dzień 42 (Jalalabad – Sary-Tash)

280 km, Jalalabad – Sary-Tash

Kolejny dzień drogi zapierającej dech w piersiach. Moje słowa ani tych parę zdjęć nie jest w stanie oddać piękna krajobrazu gór, rzek, strumieni, formacji skalnych i wszystkich kolorów jakie tu występują.

Sary-Tash to mieścina położona około 40 km przed Tadżykistanem. Jest tu kilka opcji noclegu. My wynajęliśmy pokój u rodziny. Warunki w pokoju ok, w stylu mongolskim czyli same dywany na podłogach i ścianach. Śpimy w śpiworach. Wody bieżącej nie ma. Tak się składa, że leje deszcz i można umyć się pod rynną. Jest jednak dość zimno. Oby pogoda nie zablokowała nas jutro. Dobre asfaltowe drogi na jakiś czas się skończyły i trzeba przeprosić się z szutrem. W cenie (15$) mamy też kolację i śniadanie.

Z całą odpowiedzialnością polecam każdemu podróżowanie po Kirgistanie. Zwłaszcza przejazd drogą M41, czyli Pamir Highway.

Na trasie motocyklistów nie widzieliśmy, ale za to było kilku rowerzystów jadących w przeciwną stronę. Ciężka praca przed nimi. Z kilkoma pogadaliśmy. Mam dla nich duży szacunek ale sam bym tak nie chciał.

Przy okazji odkryłam pewną prawdę. Wiem dokąd „po śmierci” idą Daewoo Matiz i Tico. Idą do miasta Osz i okolic. Jest tu tych samochodów za-trzę-sie-nie. Nie wiem czy oprócz Polski są one gdzieś produkowane. Niektóre są w całkiem dobrym stanie, jednak okraszone wiejskim tuningiem, a są też takie sztrucle, że brak słów.

IMG_4687 IMG_4686IMG_4699 IMG_4698 IMG_4697 IMG_4702

33


Day 42
280km, Jalalabad – Sary-Tash

Another day of this breathtaking road. My words and these few pictures below cannot capture the beauty of mountains, rivers, streams, rock formations and every color that appears here.

Sary-Tash is a little town located 40km from the border of Tajikistan. It has some options of accommodation. We rented a room from a local family. Conditions in the room are okey, in the Mongolian style, i.e. only carpets cover the floor and the walls. We spend the night in our sleeping bags, don’t have running water. Fortunately, the weather is rainy so we can wash ourselves under a gutter. However, it’s quite cold. Let us hope that the weather won’t block us tomorrow. Good asphalt roads are gone so far and we ride on break stones. The price (15$) includes supper and breakfast.

I sincerely recommend everybody a journey in Kirgizstan. Especially the road M41, that is the Pamir Highway.

We didn’t see any motorcyclists along the road but there were some cyclists going in the opposite direction. A hard work ahead of them. We chatted with some of them. I have a great respect for them but I wouldn’t like to travel in this way.

By the way, I discovered one truth. I know where Daewoo Matiz and Tico go after death. They go to the city of Osh and its neighborhood. This area has a huge amount of these cars. I don’t know if they are produced in any country except Poland. Some of them are in good condition but adorned with a village “tuning” and some are a complete junk.