Archiwum miesiąca: lipiec 2013

Polska, Węgry, Rumunia

Podróż rozpoczęła się z lekkim opóźnieniem o 6:30. Film drogi. Ponad 500 km początkowo w deszczowej pogodzie, a potem upał, upał, upał.  Słowacja, Węgry, Rumunia. Dwa pierwsze kraje to klasyka. Czysty tranzyt i niewiele ciekawych sytuacji. Granica z Rumunią zajęła nam 5 minut, a potem rumuńskimi wioskami w dalszą drogę.
Dziwny to kraj. Z jednej strony raczej bieda, ulice dziurawe, furmanki, generalnie jakby Polska sprzed 30 lat. Z drugiej strony nowe zachodnie samochody, willowe miejscowości (ale na ulicy końskie łajno). Kraj kontrastów.

Wszyscy w komplecie. Za 5 minut ruszamy.
Wszyscy w komplecie. Za 5 minut ruszamy.

 

Węgry. Tuż za Tokajem. Jest bardzo gorąco. Jedna z dłuższych przerw na jedzenie.
Węgry. Tuż za Tokajem. Jest bardzo gorąco. Jedna z dłuższych przerw na jedzenie.
Mieszkamy w Vadu Ize. Pensjonat położony na malowniczej łące. Bardzo ładny, drewniany. Ma klimat.
Mieszkamy w Vadu Ize. Pensjonat położony na malowniczej łące. Bardzo ładny, drewniany. Ma klimat.
atyzadud
Widok z tarasu
Kolacja
Kolacja
Popitka
Popitka

Kolacja też była specyficzna. W osobnym domku przeznaczonym do biesiadowania. Jedzenie bardzo lokalne, swojskie kiełbasy, szpek, własnej roboty majonez do jajek. No i oczywiście lokalny alkohol. My piliśmy dwa rodzaje: bimber o mocy 50 voltów na moje podniebienie oraz dużo słabszą nalewkę o bardzo fajnym smaku. A do tego inne specjały. Tego dnia byliśmy w siodle równo 12 godzin, wiec po kolacji nie było innej opcji jak iść prosto spać. W niedzielę też ruszamy zaraz po śniadaniu, a różnica czasu 1h powoduje, że śpimy krócej.
Plan na niedzielę to zwiedzanie Wesołego Cmentarza a następnie około 300 km do kolejnego noclegu.

Dojazd do Bielska-Białej

Podróż oficjalnie zaczyna się jutro, no ale ja wyruszyłem już dziś. Jadę do Bielska, do Artura.

Pogoda piękna. Mam do przejechania jakieś sześć godzin. Wyruszyłem z pracy wczesnym popołudniem i na wieczór chyba będę na miejscu.

Odpoczynek na parkingu
Odpoczynek na parkingu

 

Na 14 km przed celem złapało mnie oberwanie chmury, więc koczuję na Orlenie. Według prognozy w telefonie, przestanie padać około północy.

Orlen. Leje jak z cebra.
Orlen. Leje jak z cebra.

Odczekałem godzinę, ale cały czas pada równo. Nie zanosi się, że przestanie. Nie ma problemu. Mam wszystko czego potrzeba, aby przetrwać w deszczu. Myślałem po prostu, że nie będę musiał tego używać. Chociaż szczerze powiedziawszy, to mam buty skuterowe a nie motocyklowe, i te buty na pewno przemokną. To jedyny element, który jest „niedopracowany”. Zrobiłem na skuterze około 40 tyś km w tych butach i spisały się świetnie, ale skuter chroni nogi przed wodą, a motocykl nie.
Więc staruję, w końcu mam do mety tylko 14 km.

Piętnaście minut później byłem już na miejscu u Artura i jego żony Ewy. Jest bardzo miło, prysznic, jedzenie a potem rozmawiamy przy piwku o jutrzejszym oficjalnym starcie wyprawy. Planujemy położyć się spać wcześniej.

Jak zwykle plan wcześniejszego pójścia spać nie wypalił. Przynajmniej ludziom. Pies spał w najlepsze.