Podróż oficjalnie zaczyna się jutro, no ale ja wyruszyłem już dziś. Jadę do Bielska, do Artura.
Pogoda piękna. Mam do przejechania jakieś sześć godzin. Wyruszyłem z pracy wczesnym popołudniem i na wieczór chyba będę na miejscu.
Na 14 km przed celem złapało mnie oberwanie chmury, więc koczuję na Orlenie. Według prognozy w telefonie, przestanie padać około północy.
Odczekałem godzinę, ale cały czas pada równo. Nie zanosi się, że przestanie. Nie ma problemu. Mam wszystko czego potrzeba, aby przetrwać w deszczu. Myślałem po prostu, że nie będę musiał tego używać. Chociaż szczerze powiedziawszy, to mam buty skuterowe a nie motocyklowe, i te buty na pewno przemokną. To jedyny element, który jest „niedopracowany”. Zrobiłem na skuterze około 40 tyś km w tych butach i spisały się świetnie, ale skuter chroni nogi przed wodą, a motocykl nie.
Więc staruję, w końcu mam do mety tylko 14 km.
Piętnaście minut później byłem już na miejscu u Artura i jego żony Ewy. Jest bardzo miło, prysznic, jedzenie a potem rozmawiamy przy piwku o jutrzejszym oficjalnym starcie wyprawy. Planujemy położyć się spać wcześniej.
Jak zwykle plan wcześniejszego pójścia spać nie wypalił. Przynajmniej ludziom. Pies spał w najlepsze.