Archiwum miesiąca: grudzień 2017

Dzień 28 Caye Caulker

W nocy mocno padało a i teraz chmury są na horyzoncie. Nie wiem czy mój plan z wycieczką na dziś wypali. A zaplanowałem na dziś przyjrzeć się rafie koralowej.

No dobra, mam to za sobą i jestem nieźle zmęczony. Byłem na trzygodzinnym nurkowaniu. Najgorsze jest to, że nie mam prawie zdjęć.

Wyglądało to tak. Łódka z dwoma chłopakami z obsługi zabrała mnie i jeszcze dwie osoby w trzy popularne miejsca gdzie mogliśmy z maską, rurką i płetwami robić tzw snorkeling. Płynie się jakiś kilometr od brzegu, cumuje do boi no i chlup do wody. Woda ma głębokość około dwa metry i jest niebieska. Jest to miejsce gdzie zaczyna się rafa i gdzie zewnętrzne fale morskie rozbijają się o nią. Czyli dajemy nura i płyniemy wgłąb morza i natrafiamy na rafę, czyli na brązowe jej elementy i całe bogactwo powiewających roślin i kolorowych ryb. Było to moje pierwsze nurkowanie powierzchniowe. Jest to bezpieczne ale jednak jest się samemu a błędy można popełnić. Próbowałem coś nagrać i miałem iphonea w takiej szczelnej kopercie, mordowałem się, bo pod wodą nie działa ekran dotykowy. Próbowałem na różne sposoby, w tym czasie prąd zniósł mnie na rafę a rafa prawie wystaje z wody wiec zacząłem ocierać brzuchem o jakieś ukwiały. Spanikowałem, źle ruszyłem głową, nalało mi się wody przez rurkę, zachłysnąłem się. Jeszcze bardziej się zdenerwowałem. Musiałem wydmuchać wodę z rurki, a to wymaga wprawy. Wróciłem na łódź, zostawiłem aparat i już z wolnymi rękami pływałem dalej. Czasu na pływanie jest około 45 minut w każdym z trzech punktów.

Potem popłynęliśmy trochę dalej „na rekiny”. Byłem sceptyczny, ale gdy dotarliśmy to byłem pewny, że nie wejdę do wody. Jest to jakaś bezpieczna rasa, może i bezzębni wegetarianie, ale co z tego jak jest ich bez liku i do tego płaszczki z długimi ogonami i tym kolcem na końcu. A tu mówią żeby skakać. Wszedłem jako drugi, tu bez płetw, bo woda niewiele ponad metr. A jesteśmy z kilometr od wyspy. To chyba było najtrudniejsze dla mnie. Ryb było pełno, dotykałem je. Cały byłem spięty. One we własnym środowisku, szybkie, zwrotne, znające wszystko i ja, mięsny klocek mający nadzieję że jestem niesmaczny. Przesadzam trochę, bo wiem że to dla turystów więc sprawdzone, ale będąc na miejscu pod wodą trudno pozbyć się wrodzonych odruchów samozachowawczych. Z pewną ulgą wdrapałem się na pokład.

Ostanią godzinę spędziłem pływając na głębokiej już wodzie w tzw kanale, czyli przerwie w rafie, przez którą można wpłynąć do wnętrza. Tu nic się nie wydarzyło. Potem jeszcze popłynęliśmy pokarmić z ręki ryby, które skakały ponad wodę dosłownie na tej zasadzie jak psy lub koty. Trzy godziny minęły. Wróciłem okropnie zmęczony i śpiący.

Jeszcze raz jak to jest z rafą. Angielska nazwa to „bariera koralowa” i to lepiej oddaję jej funkcję. Jest wyspa. I gdyby ją atakowały fale takie chociaż jak te w których się kąpałem w Salwadorze, to moim zdaniem wyspy by już nie było. A tak, to jest pierścień wokół wyspy w odległości powiedzmy kilometra, i fale uderzają o rafę ale ona jest odporna. Tam tracą energię, potem jest płytko i fal właściwie nie ma. Można powiedzieć, że morze wygląda jak jezioro z brzegu. Wyspa jest też jej elementem zapewne, tym ponad wodą. Stojąc na brzegu, zarówno słychać jak i widać to miejsce, gdzie fale hamują. Słychać dudnienie i widać białe grzbiety, ale do delikatnej wyspy nie dochodzą. Ot co.

I tak minął ostatni pełny dzień wypoczynku. Jutro jeszcze na chwilę El Salvador i wieczorem Meksyk na trochę.

Dzień 27 Caye Caulker

Słodkie lenistwo. Życie toczy się na jednej ulicy głównie. Wstałem rano na wschód słońca.

Potem poszedłem poznać wyspę. Zadziwia mnie, że ludzie się nie kąpią w morzu. Taka woda, że gdyby Bałtyk się taki zrobił to by ludzie oszaleli, a tu nic. Na co jeszcze czekają? Albo nie odkryłem jakiejś mrocznej tajemnicy jeszcze.

Wyspa mała, najwyższy szczyt 2,5 m npm sic! Przysłowiowe kilka ulic i trochę domów. Dwa cmentarze, żadnego szpitala. Czym może nas zaskoczyć? Na przykład tym, że mieszkają tu Polacy. Już w Gwatemali napisałem taki mesydż:

Dziś się spotkaliśmy i spędziliśmy razem ładnych parę godzin. Świetni państwo. Z poczuciem humoru i polską gościnnością. Na długo zapamiętam spotkanie w Sport Bar a potem pyszną rybę i długie rozmowy u nich w domu.