W nocy mocno padało a i teraz chmury są na horyzoncie. Nie wiem czy mój plan z wycieczką na dziś wypali. A zaplanowałem na dziś przyjrzeć się rafie koralowej.
No dobra, mam to za sobą i jestem nieźle zmęczony. Byłem na trzygodzinnym nurkowaniu. Najgorsze jest to, że nie mam prawie zdjęć.
Wyglądało to tak. Łódka z dwoma chłopakami z obsługi zabrała mnie i jeszcze dwie osoby w trzy popularne miejsca gdzie mogliśmy z maską, rurką i płetwami robić tzw snorkeling. Płynie się jakiś kilometr od brzegu, cumuje do boi no i chlup do wody. Woda ma głębokość około dwa metry i jest niebieska. Jest to miejsce gdzie zaczyna się rafa i gdzie zewnętrzne fale morskie rozbijają się o nią. Czyli dajemy nura i płyniemy wgłąb morza i natrafiamy na rafę, czyli na brązowe jej elementy i całe bogactwo powiewających roślin i kolorowych ryb. Było to moje pierwsze nurkowanie powierzchniowe. Jest to bezpieczne ale jednak jest się samemu a błędy można popełnić. Próbowałem coś nagrać i miałem iphonea w takiej szczelnej kopercie, mordowałem się, bo pod wodą nie działa ekran dotykowy. Próbowałem na różne sposoby, w tym czasie prąd zniósł mnie na rafę a rafa prawie wystaje z wody wiec zacząłem ocierać brzuchem o jakieś ukwiały. Spanikowałem, źle ruszyłem głową, nalało mi się wody przez rurkę, zachłysnąłem się. Jeszcze bardziej się zdenerwowałem. Musiałem wydmuchać wodę z rurki, a to wymaga wprawy. Wróciłem na łódź, zostawiłem aparat i już z wolnymi rękami pływałem dalej. Czasu na pływanie jest około 45 minut w każdym z trzech punktów.
Potem popłynęliśmy trochę dalej „na rekiny”. Byłem sceptyczny, ale gdy dotarliśmy to byłem pewny, że nie wejdę do wody. Jest to jakaś bezpieczna rasa, może i bezzębni wegetarianie, ale co z tego jak jest ich bez liku i do tego płaszczki z długimi ogonami i tym kolcem na końcu. A tu mówią żeby skakać. Wszedłem jako drugi, tu bez płetw, bo woda niewiele ponad metr. A jesteśmy z kilometr od wyspy. To chyba było najtrudniejsze dla mnie. Ryb było pełno, dotykałem je. Cały byłem spięty. One we własnym środowisku, szybkie, zwrotne, znające wszystko i ja, mięsny klocek mający nadzieję że jestem niesmaczny. Przesadzam trochę, bo wiem że to dla turystów więc sprawdzone, ale będąc na miejscu pod wodą trudno pozbyć się wrodzonych odruchów samozachowawczych. Z pewną ulgą wdrapałem się na pokład.
Ostanią godzinę spędziłem pływając na głębokiej już wodzie w tzw kanale, czyli przerwie w rafie, przez którą można wpłynąć do wnętrza. Tu nic się nie wydarzyło. Potem jeszcze popłynęliśmy pokarmić z ręki ryby, które skakały ponad wodę dosłownie na tej zasadzie jak psy lub koty. Trzy godziny minęły. Wróciłem okropnie zmęczony i śpiący.
Jeszcze raz jak to jest z rafą. Angielska nazwa to „bariera koralowa” i to lepiej oddaję jej funkcję. Jest wyspa. I gdyby ją atakowały fale takie chociaż jak te w których się kąpałem w Salwadorze, to moim zdaniem wyspy by już nie było. A tak, to jest pierścień wokół wyspy w odległości powiedzmy kilometra, i fale uderzają o rafę ale ona jest odporna. Tam tracą energię, potem jest płytko i fal właściwie nie ma. Można powiedzieć, że morze wygląda jak jezioro z brzegu. Wyspa jest też jej elementem zapewne, tym ponad wodą. Stojąc na brzegu, zarówno słychać jak i widać to miejsce, gdzie fale hamują. Słychać dudnienie i widać białe grzbiety, ale do delikatnej wyspy nie dochodzą. Ot co.
I tak minął ostatni pełny dzień wypoczynku. Jutro jeszcze na chwilę El Salvador i wieczorem Meksyk na trochę.
ja bym usiadł gdzieś z piwkiem i pomedytował.. Wracać czy nie Wracać? Oto jest pytanie 🙂