Archiwum miesiąca: październik 2018

Dzień 6 – Pekin

Dzień lenistwa, lub pozostając w chińskim nazewnictwie Dzień Niebiańskiego Lenistwa i Harmonii. Mówić po naszemu…wstaliśmy w południe.

Pierwsze kroki do Świątyni Nieba. Ogromny park i kompleks budowli sakralnych. Długo się chodzi. Budowle są w pewnych odległościach od siebie. Warto było iść.

Spędziliśmy chwilę oglądając jak w parku tańczą tancerki. Fajny styl, zupełnie inny od naszego.

Qianmen Street. Pełno sklepów, tłoczno. Ulica z klimatem. Mocno komercyjna. Tramwaj jest atrakcją dla dzieci i nie odgrywa roli transportowej.

Dochodzimy nią do placu Tiananmen. Sporo wojska i odwiedzających, jeszcze po niedawnych obchodach. Duży plac. W centralnej części stoi klockowate mauzoleum Mao Zedonga (zdjęcie ze mną) i dalej pomnik Bohaterów Ludowych.

Mamy obok hotelu salon leczniczego masażu. Wieczorem poszliśmy na foot massage. Jest to frajda ale również bardzo przydatna i praktyczna rzecz. Nogi mamy obolałe od codziennego chodzenia. Dziennie robimy około 20 km pieszo.

Dzień 5 – Pekin

Nie ma najmniejszych szans na zwiedzenie czegokolwiek. Miliardy ludzi wszędzie. Wszystkie bilety wyprzedane do końca tygodnia. W całym mieście tłumy. Idzie się rzeką ludzi. W restauracjach pełno. Trzeba czekać na stoliki tak, że numerki wydają. Pierwszy raz widzę coś podobnego. Nasze zwiedzanie cierpi z tego powodu, jednak to zjawisko samo w sobie też stanowi atrakcję.

Być w Pekinie i nie zobaczyć Zakazanego Miasta i Muru, to trochę kiepsko, ale musimy pogodzić się z tą myślą.

Będziemy jeszcze próbować inaczej. Zamówimy bilety do Zakazanego na dzień przesiadki z Hongkongu. Dogadałem z hotelem, że zrobią to dla nas.

W Chinach popularny komunikator to WeChat. Tego tu używa każdy. Są z tym połączone inne usługi, takie jak płatności czy zakupy biletów. Także dlatego nie mamy szans na bilety, bo ludzie kupują to tym kanałem. Nie mając lokalnego numeru telefonu sama apka i tak nie pomoże.

Jacek jest atrakcją. Robią nam a zwłaszcza jemu zdjęcia całkiem często, np w metrze. Przy atrakcjach turystycznych wprost podchodzą i pytają czy mogą razem zrobić zdjęcie. Miłe w sumie.

Poszliśmy do znanej restauracji na kaczkę. Wiele razy jadłem ją w Europie, ale to była podróba. Ta była przepyszna. Skóra jest najważniejsza. Ten smak! Jest to tłuste jedzenie. Przy następnej okazji też zamówię. Jak pokazał nam kelner, powinno się ją jeść w małych tortillach, razem z kawałeczkiem zielonego ogórka i płatkami cebulki oraz sosem sojowym. Pycha.

Wieczorem tradycyjnie wyjście na miasto i tradycyjnie nie byliśmy sami.