Fajny dzień wyszedł, a już myślałem, że będzie stracony.
Pochodziliśmy po Stavanger, przejechaliśmy dwoma tunelami po 6 i 5 kilometrów pod morzem (cieśninami). Wrażenie rewelacyjne. Bardzo strome zjazdy i następnie podjazdy, jak na standardy tunelowe.
Zaczęło się od tego, że zarówno wieczorem, w nocy i rano padał deszcz. Ogromny front deszczowy przesuwał się nad nami. O wejściu na Preikestolen w takich warunkach ja nawet nie myślę.
Grzechot sprawdził prognozy i ruch frontu i opracował plan taki, aby tego dnia pojeździć po okolicy, tam gdzie nie pada, a jutro zrobić wspinaczkę. Bo na kolejny dzień prognozy już dobre.
Powiem szczerze, nie wierzyłem w jego projekt, ale byłem gotów nawet na deszcz podczas jazdy.
Andrzej Roztomiły też nie uwierzył i pojechał zrealizować samotnie swoją obietnicę, którą sam sobie złożył przed rokiem – wspiąć się na Kjeragbolten. Dokonał tego!
Obliczenia Grzechota sprawdziły się idealnie. Cały dzień w słońcu. Trasa interesującą i oczywiście przepiękna.
Wieczorem znaleźliśmy kemping pół godziny drogi od Preike i tu wynajęliśmy domek. Roztomiły ugrzązł w Lysebotn. Po zejściu z Kjerag, już nie było żadnego promu w naszą stronę, więc tam rozbił obóz. Zobaczymy gdzie jutro uda nam się spotkać…