Dzień 6 Montevideo

Ranek zacząłem sportowo. Pyknąłem 6 km biegiem po Puerto Madera. Brakowało mi już joggingu.

Dziś przepływamy promem Rio de La Plata. Żegnamy się z Argentyną a witamy z Urugwajem. Jak się wytęży wzrok, to z Urugwaju widać Buenos. Płynie się nieco ponad godzinę.

Potem jedziemy autobusem ponad dwie godziny do stolicy. Autobus jest bardzo wygodny. Siedzenia duże i mocno rozkładane. Widoki za oknem autobusu bardzo przypominają mi Polskę. Jedzie się tylko autostradą więc może dla tego. Niebo zachmurzone. Kto wie czy nie popada.

Ależ oczywiście, gdy dojechaliśmy to zaczął padać deszcz. Mało tego, zrobił się lokalny huragan. W planach mieliśmy jechać autobusem do hotelu, ale nawałnica nam to uniemożliwiła. Nie mieliśmy pojęcia gdzie dokładnie jest przystanek naszego miejskiego autobusu. Na dworcu było wifi więc wezwaliśmy Ubera. Przyjechał po kwadransie a do tego ja jeszcze pomyliłem miejsce odbioru. Same komplikacje. No ale koniec końców dojechaliśmy do naszego hotelu America.

To był naprawdę męczący dzień.

Hotel taki sobie. Ale w centrum i ze śniadaniem.

Zostawiliśmy plecaki i poszliśmy na kolację. Fajna restauracja była tuż za rogiem.

Wzięliśmy mix mięs z grilla dla dwóch osób, do tego wino i piwo.

Porcja jaką podano wprawiła mnie w osłupienie. Już wiedziałem, że nie ma szans aby to zjeść. I tak też się stało. Może połowę zjedliśmy.

Jeszcze pół godziny spaceru na Plaza Independencia i wracamy do hotelu spać.

Montevideo wydaje mi się mniej rozwinięte od Buenos, ciemniejsze, bardziej zaniedbane. Może to ten deszcz? Pozostaję otwarty i jutro ponownie spróbujemy się zapoznać z miastem.