Phô bo na kolację, Phô bo na śniadanie. Przejadła mi się już ta zupa. Spróbuję potraw z ryżu przy najbliższej okazji.
Naszym celem na dziś jest miasto Vinh. Po drodze chcemy zwiedzić miejsce gdzie urodził się Ho Chi Minh. To bambusowa chata. Jej wizerunek widnieje na banknotach. Nawet nie tak komercyjne miejsce jak się spodziewałem. Do tego wstęp wolny. W końcu socjalizm.
Na parkingu, już po zwiedzaniu zamawiamy hotel i pół godziny później jesteśmy. Dwa dni będziemy w Vinh. Odpoczniemy, może nad morze pojedziemy pokąpać się. Zobaczymy.
Trzeba uważać na słońce. Jak nie jest schowane za mgłą, to pali okrutnie. Jedziemy zawsze w długim rękawie.
Zdjęcia z drogi z dzisiejszego dnia
Naszło nas na wodę kokosową. No problem. A do tego dozgonna przyjaźń Polsko – Wietnamska zawiązana.
Po drodze mijamy pomniki wojny w Wietnamie.
Kolacyjka już inna. Co prawda nie ryż ale też nie zupa.
Jutro zostajemy w Vinh