Można rzec – śniadanie w Singapurze, obiad w Londynie, kolacja w Warszawie. Miesiąc minął szybko i wolno jednocześnie.
Pierwsza część wyprawy była ciekawsza niż druga. Jazda motocyklami przez Wietnam to było coś wspaniałego. Jeśli ktoś o tym myśli ale się waha, to niech koniecznie realizuje plan. Kraj bezpieczny, tani, z dobrymi drogami i życzliwymi ludźmi. Baza hotelowa duża i przez Booking wszystko działa.
Ja zaplanowałem na miesiąc taki plan jaki tu opisywałem. Wszystko zrealizowaliśmy. Na gorąco mogę powiedzieć, że wprowadziłbym pewne zmiany. Odpuściłbym Kuala Lumpur i być może Singapur i maksimum czasu poświęcił na jazdę przez Wietnam. Odcinki każdego dnia by były krótsze. Na małych motorkach jedzie się wolno. Polecam dzienny dystans 150 km co i tak przekłada się na minimum 5 godzin.
Singapur i poniekąd automatycznie KL powstał, bo takie bilety lotnicze były najlepsze dla nas. Ale jak już raz widziałem SG i KL to już mnie tam ciągnąć nie będzie. To przepiękne „miasta – mechanizmy”, zwłaszcza SG. Czystość, inteligencja tego miasta daje do myślenia. Ale jest też drogo w porównaniu do Wietnamu. Wietnam ma coś w sobie takiego pociągającego, swojskiego. Nie ma tam napinki, czuć swobodę. To się też przekłada na śmietnik w mieście i brud. Trzeba to powiedzieć. Komunizm w kraju jest bardziej z nazwy. To chińska wersja. Mieszanina ustrojowa. Bogatemu wszędzie dobrze, więc jak się ma pieniądze to w każdym kraju człowiek będzie zadowolony.
Osobną klasą – samą w sobie – jest ruch drogowy w Wietnamie. Ani w Malezji, ani w Singapurze tego nie ma. Nie będę tu opisywał detali, a jedynie dam kilka przemyśleń. Po pierwsze – przyzwyczailiśmy się, że ruch drogowy na całym świecie odbywa się tak jak, powiedzmy w Europie. I że to jest jedyny sposób na współistnienie i bezpieczne koegzystowanie na drodze. Otóż Wietnam ma własną wersję, własny protokół, własny system jak jeździć. I on jest różny od naszych przyzwyczajeń. To działa. Ich system działa tylko u nich. W naszych mentalnościach pewne rzeczy się nie mieszczą w głowie i u nas by były wypadki drogowe, a tam nie ma.
Jedzenie w Wietnamie jest dla mnie pyszne. Ja jestem „ryżowy i kaszowy” i tamta kuchnia jest mi smakowo bliska. Jest też pikantna i to mi bardzo odpowiada.
Owoce to temat, którego nie dotknąłem za bardzo, a szkoda. Owoce są dostępne, tanie i wyglądają zachęcająco. Niektóre widziałem po raz pierwszy. Żałuję, że nie spróbowałem więcej.
Przyroda w Wietnamie i w całej zapewne Azji jest o tej porze roku, w której byliśmy, soczysta, zielona, mięsista. Dżungla jest gęsta. Nie można sobie iść do dżungli robiąc przystanek na drodze. To nie nasz las. To gęsta ściana z liści i gałęzi. A opisuję jedynie to co ja skromnie zaobserwowałem wzdłuż drogi. Jest tam pełno życia. Robaki, mrówki i miliony innych owadów. Nie wyobrażam sobie spędzenia nocy przy drodze w dżungli. Albo inaczej – to wymaga przygotowania jak przetrwać. I tę wiedzę musi przekazać ktoś doświadczony. Mnie kilkukrotnie „zaatakowały” mrówki – takie duże lekko czerwone. Natychmiastowo gryzą, a ugryzienie przypomina mocne uszczypnięcie. I tych ugryzień zebrałem kilka wciągu może 10 sekund. Było to ciekawe ale pokazuje, że wchodząc na czyjś teren nie jesteśmy panami.
Finansowo wyjazd zamknąłem kwotą 14.400 zł.
Statystyki z google odnośnie przebytych km:
Samolotem 28370
Auto lub moto. 3178
Pieszo 79