Jak to zwykle bywa, trzeba się jakoś wydostać z kraju. My polecieliśmy najpierw do Stambułu. Tam po trzygodzinnej przerwie ruszyliśmy dalej w dziewięciogodzinny lot do Hanoi.
Kawa w Stambule, pomimo iż z kubeczka papierowego, była prima sort. Lotnisko bardzo ładne i logicznie zbudowane. Poza tym bardzo duże.
Z lotniska Noi Bai wzięliśmy Graba i spokojnie dojechaliśmy do hotelu. Zaraz potem spacerem na kolację do jednej z wielu ulicznych restauracyjek.
Zmęczenie bardzo duże, więc idziemy spać. Jutro odbieramy motocykle i kierujemy się do Ha Long.