Mamy 15 km z kempingu do odprawy promowej. Jesteśmy na czas. Nigdy nie płynąłem promem jako zmotoryzowany i nie znam procedury, jest to dla mnie dodatkowa atrakcja. Plac oczekujących jest już wypełniony samochodami, kamperami i trzema motocyklami. Wszyscy są poustawiani na ponumerowanych pasach, które są przydzielane na bramce wjazdowej przy odprawie. Wszystko idzie błyskawicznie, za chwilę i my dostajemy przydział na nasz pas numer 11 i stajemy jako czwarty i piaty pojazd.
Promu jeszcze nie ma, a do startu pozostała niecała godzina. Plac się zapełnia, dojeżdżają inne motocykle, robi się tłoczno pomiędzy pojazdami. Wymieniamy uprzejmości z kierowcami i pasażerami motocykli. To bardzo miłe a i czas szybciej płynie.
Pojawia się prom, cumuje i wypuszcza ze swojego brzucha niezliczoną ilość pojazdów. Chyba z pół godziny wyjeżdżają.
Motocykle mają dodatkową przewagę, ponieważ wjeżdżają jako pierwsze. Na znak obsługi powoli wtaczamy się na pokład a potem na wyznaczone miejsca dla jednośladów. Na tym promie nie były one wygodne. Znajdowały się na pochylni i ustawienie na bocznej nóżce powodowało mocny przechył sprzętu. Następnie należy samemu ustabilizować swój motocykl przy pomocy dostępnych pasów. Skorzystaliśmy z pomocy norweskiego motocyklisty wracającego z żoną z 3,5 tygodniowej wyprawy po Niemczech. Muszę dodać tutaj, że w czasie gdy my zajmowaliśmy się sobą, prom wypełniał się samochodami. Gdy to się zakończyło, to co zobaczyłem musiałem i muszę nazwać masakrą. Takiego ścisku w takich okolicznościach nie widziałem nigdy w życiu. No nie było jak przejść między samochodami. Jeden za drugim stały może 10 cm a pomiędzy nimi nie było jak przejść. Z własnej woli kierowcy nigdy by tak nie stanęli, to obsługa ich do tego zmuszała. Lusterka złożone a mimo wszystko przejścia nie ma. Myślę, że rząd obok wjeżdżał gdy ten pierwszy już opuścił pojazdy, bo niekiedy o wyjściu nie było mowy. Powtarzam – masakra. Zdjęcia nie oddają tego ścisku. A były 2 lub 3 piętra samochodowe a wszystko pomiędzy stalowymi wspornikami.
Płynęliśmy nieco ponad dwie godziny z prędkością 60 km/h. Spokojnie obserwowaliśmy morze oraz ludzi na promie. Czas nam jakoś minął.