Dzień 6

Dzień odpoczynku. Śniadanie i najpyszniejsza wersja kawy wietnamskiej.

Wersja ze skondensowanym mlekiem. Moja ulubiona.
Kawa czarna

Potem zwiedzanie pobliskiej jaskini. Warto ale nie tak ładna jak jaskinia Paradise z zeszłego roku. W jaskini jest okrutna wilgoć i jest chłodno. Na zewnątrz jest wilgoć i upał.

Zupa pho przy głównej drodze. Bardzo smaczna tym razem. Ja nie jestem jej smakoszem, bo nie lubię zbytnio tego białego makaronu ryżowego.

Pod wieczór pojeździliśmy po okolicy. Granica Wielkiego Brata kilka metrów od nas. Piękne tereny, ludzie biedni, domy ubogie, przyroda potężna. Gdyby zbrakło człowieka, to za niewiele czasu śladu po nas tu nie ma.

Pod koniec dnia kupujemy wino ryżowe w pobliskim sklepie.

Dzień 5

Dziś był taki dzień na jaki czekałem od początku wyprawy.
Nareszcie. Piękna i dobra droga wśród lasów w słońcu. Lasy głównie bambusowe. Sporo wiosek po drodze ale nie są zatłoczone i fajnie się jedzie. Zresztą dziś tylko nieco ponad sto kilometrów.
Celem były wodospady Ban Gioc. Faktycznie jest to ładne miejsce. Byliśmy o zachodzie słońca aby mieć dobre światło.
Nieopodal na wzgórzu znajduje się świątynia buddyjska, z której widok jest przepiękny.

W czasie jazdy minąłem “sklep” przed którym wisiały kiełbasy. Pierwszy raz widziałem taki widok tutaj. Zatrzymaliśmy się żeby pogadać. Od słowa do słowa stanęło na tym, że zrobią nam obiad z tymi kiełbasami wieprzowymi, ryżem i sadzonym jajkiem. Spędziliśmy niemal godzinę na próbach dogadania się i wymianie uprzejmości. Super ludzie są w Wietnamie, przynajmniej my takich spotykamy.

W Ban Gioc zostajemy dwa dni. Odpoczniemy, zrobimy pranie, dłużej pośpimy. Jet lag już minął a wstajemy jak zawsze rano. Miejsce jest piękne i aż chce się tu odpocząć.

A po drodze też fajne zdjęcia zrobiłem.