Raniutko pobudka i o 7 wyjazd do portu. Dwie godziny zabiera przepłyniecie morza Marmara. Prom jest klasyczny. Przypina się motory pasami i wchodzi na pokład. Prom nie ma pokładu otwartego i nie zrobiliśmy fajnych zdjęć z rejsu.
W Bandirma robimy krotki postój na wyjęcie kasy z bankomatu i zakup zimnej wody. Jest straszny upal. Ruszamy w stronę Izmiru. Jak zwykle drogi bardzo dobre tylko niesamowicie wyślizgane. Temperatura to 36 st w cieniu. Co 50 km robimy postój na picie. Jest naprawdę trudno jechać w takim upale. Asfalt promieniuje gorącem, mój silnik również. Do Izmiru wjeżdża się z gór i widać przepiękną panoramę. Piękne miasto z daleka. Garmin tradycyjnie wprowadza nas prawie do centrum. Na szczęście jest sobota i nie ma ruchu. Opuszczamy miasto i prujemy do Efezu. Płatna autostrada, ale mamy jeszcze ważne winiety.
Dokładnie o godzinie 20 jesteśmy na Garden Camping w całkiem wygodnym pokoju. Jutro o 8 zaczynamy zwiedzanie.
Dotychczas zrobiłem 3200 km, dziś jakieś 400, Andrzej natomiast pobił swój życiowy rekord w pewnej dyscyplinie. Pijemy piwo Efes w Efezie i odreagowujemy po upalnym i przez to bardzo męczącym dniu.