Już nas nie ma w Hanoi. Wyjechaliśmy przed południem. Byliśmy cali w nerwach ale skoncentrowani na zadaniu. Przed hotelem przez godzinę przygotowywaliśmy motocykle. Przypinaliśmy bagaż, regulowaliśmy wszystko pod siebie. Oczywiście nie ma mnie na zdjęciach, ale Andrzej jest.
Wyjazd z Hanoi to dla europejczyka przeżycie. To jest rój. Jest się częścią tego roju. Jakoś to działa. Wszyscy współpracują. Nie ma wrogości. Nikt też nie sygnalizuje manewrów, ani nie przestrzega braku pierwszeństwa. Gdy się widzi, że ktoś będzie się włączać do ruchu, to po prostu zacznie wjeżdżać. Nie będzie patrzyć. Skrzyżowania to jakby krzyżujące się rzeki. Nie ma stłuczek, przekleństw, wrzasków, gwałtownych hamowań. Jest niemal ciągły dźwięk klaksonów. Każdy klakson zapewne coś sygnalizuje. Jednak tylko ten co trąbnął wie dokładnie co chciał powiedzieć. Trochę jak z kocim „miau” – jeden dźwięk a ileż znaczeń.
Godzinę jedziemy w tłoku. Potem ruch rzednie. Nasza prędkość to 40 na godzinę. Tak tu jeżdżą, i tu to pasuje. Nasze motorki to zaledwie 150 ccm, gaźnikowe, 5-cio biegowe. Fajnie się jedzie na nich.
Okolica poza Hanoi nie jest ładna. Jedzie się drogą między wioskami. Droga jest asfaltowa. Po obu stronach sklepy i warsztaty. Brudno. Kurz. Raz pachnie a raz śmierdzi. Ruch jest niewielki.
Mamy rezerwację noclegu około 2-3 godziny drogi ze stolicy. Robimy kilka przerw, głównie na kawę i tankowanie. Nie spieszymy się.
Niezbyt wygodne jest siedzenie w mojej Hondzie. Pupa boli. Poza tym nie narzekam. Trzeba się częściej zatrzymywać.
Nasz nocleg wygląda super. Klimatyczny jak marzenie. Jest to wioska pośrodku nazwijmy to – lasu. Wilgotność jest nieprawdopodobna. Większą niż w mieście. Nie ma prądu, ale ma być wieczorem. Nie ma prądu więc nie ma wody. Nie ma jak zrobić prania ani wziąć prysznica.
W końcu schodzę do rzeki, widząc że ktoś tam jest. Kąpie się. Jest ochłoda. Zanurzam się cały, udaję, że myję głowę.
Robi się ciemno. Prądu brak. Jesteśmy umyci z potu przynajmniej, więc już nie będzie źle. Kolacja ma być za kilka godzin. Czekamy na to, bo tylko śniadanie jedliśmy.
Zrobiło się całkiem ciemno. Prąd pojawia się na kilka minut i znika na wiele minut. Fenomenalne odgłosy z ciemności dochodzą. Przyroda.