Dzień 7. Tbilisi

Siódmego dnia nawet Pan Bóg odpoczął, a co dopiero my. Nie mamy dziś turystycznych osiągnięć. Jest upał. Pełno samochodów. Trąbią, dymią. Żar się leje. Do tego wszystkiego na śniadanie, w nowej fajnej restauracji po drugiej stronie rzeki Kura zamówiłem na śniadanie królewskie chaczapuri, i okazało się to gigantyczną porcją i bardzo smaczną. Lecz po zjedzeniu nie nadawałem się do zwiedzania.

Kawa po turecku, robiona i sprzedawana na ulicy. W specjalnych tygielkach, podgrzewanych w grzałce z piachem.

Wieczór