No cóż, teraz niemal wszystko w rękach pilotów. Nalatam się przez te dwa dni.
Do południa wstąpiłem jeszcze pożegnać się z Elą i Jurkiem na Polonia Avenue. Pierwszy raz spróbowałem kawy z odrobiną oleju kokosowego i muszę przyznać, że całkiem dobry smak to jest. No ale to był olej własnej roboty.
O 13:30 wsiadłem w Water Taxi i po godzinie byłem w Belize City. Stamtąd poszedłem na dworzec autobusowy i złapałem bus do Ladyville w stronę lotniska. Stamtąd autostopem 2 km na miejsce, i już. Łatwizna.
Lot do Salwadoru to niecałe półtorej godziny. Samolot to ATR72, i widać że nowy egzemplarz.
Lotnisko w Salwadorze całkiem duże. Nie sądziłem. Patrząc na tablicę odlotów, całkiem ciekawe loty widać. Daleko od miasta jest jednak. Ja i tak mam tylko godzinę więc nigdzie się nie wybieram. Kupiłem kawę. Oczywiście świetna. Co jak co, ale kawę to w tych rejonach mają pierwsza klasa.
Potem lot do Meksyku przez dwie godziny. Airbus A320. Z samolotu widać jak ogromne jest to miasto. Kolos po prostu.
Po wylądowaniu, prosto do hotelu i spać.
I tak to dziś było
Cieszę się, ze smakowała Ci kawa z olejem z naszych kokosów. Zawsze jednak należy do niej dolać rumu. Wtedy smakuje jeszcze lepiej. Świetne są Twoje zdjęcia z Mexico City. Pozdrawiam