Dzień w podróży. Wyspaliśmy się, że aż strach. Śniadanie, pakowanie i o godzinie 11 wyruszyliśmy do Odessy.
Jest to na mapie prosta droga, która niemal nie przechodzi przez miasta.
Jeździe się bardzo monotonnie. Początek drogi to droga bardzo wysokiej jakości. Ale w pewnym momencie dojeżdża się do odcinka katastrofalnego. Odcinek około sto kilometrów aż.
Telepie tak okropnie, że Grzechotowi plastik puścił.
Potem jest coraz lepiej. Ale ten odcinek to łata na łacie i dziura na dziurze.
Trafiliśmy na koszerną kawę. Tak samo smakuje jak normalna.
Tankowanie co około 200 km, kawa, batonik.
Wreszcie pyszny obiad. Dość długi odpoczynek. Solianka i pierożki z mięsem z odrobiną śmietany. No palce lizać.
Do Odessy wjazd bardzo spokojny. Niedziela, miasto opustoszałe.
Pogoda upalna, jak na kwiecień oczywiście. Bez deszczu i samo słońce.
Hotel niby fajny ale jednak jakoś dziwny. Niby 4 gwiazdki, ale parkingu nie ma. Pokoje ładne ale realny standard o gwiazdkę niżej.
Po rozpakowaniu i odświeżeniu poszliśmy nad morze. Ładnie ale jeszcze przed sezonem i to czuć. Dwie godziny spędziliśmy na plaży i w okolicznych knajpkach. Zrobiło się ciemno. Wróciliśmy spokojnie do hotelu. Motocykle stoją przed wejściem. Kamery i ochrona, wszystko jest. Jednak wolę dedykowany parking. Niestety w okolicy brak. Jutro dzień spacerowania.