Oj ciężki i mokry dzień.
Dziś 1 maja, Święto Pracy. Poszliśmy zwiedzać Kiszyniów. Łaziliśmy od rana do południa. Pustki na ulicach. Żadnych przygotowań do pochodu. Pytaliśmy nawet policji. Coś rzekomo ma być, ale brak jasnych wskazówek.
Potem pojechaliśmy do Butuceni. Ładne miejsce. Kościół wydrążony w skale. Warto zobaczyć. Poza tym nowy kościół.
Zjedliśmy obiad tradycyjny w takiej zrobionej na starodawną restaurację w chacie. Raptem dwa stoły. Ciekawe lokalne smaki.
Potem już pełny gaz do granicy rumuńskiej. Niestety zła pogoda. Wiatr i deszcz. Przejechaliśmy dwa duże fronty deszczowe. Deszcz był miejscami okropny. Jak zwykle skuter daje dużo ochrony więc i tak nie zmokliśmy jakoś tragicznie. No niemniej teraz cały pokój w rzeczach które schną.
Granica dość długa bo około 45 minut. Spodziewałem się, że będzie krócej.
Po granicy jeszcze godzina do miasta Jassy. Tu już będąc w mieście, zamawiamy jakiś hotel i w pompie deszczowej dojeżdżamy. Uff. Pokój, basen, suchy pokoik.
Na dziś starczy. Jutro jedziemy dalej.